wtorek, 10 grudnia 2019

BIANCA BELLOVÁ, JEZIORO


Chodź, opowiem ci bajkę, bajka będzie smutna


Freud miałby tu co robić. W „Jeziorze” Bianki Bellovej można się zanurzać bez końca, żeby wydobywać na światło dzienne to, co zepchnięte do najgłębszych zakamarków podświadomości. Sięgnąć samego dna „Jeziora” to zadanie tylko dla odważnego czytelnika, który nie boi się stanąć twarzą w twarz z tym, co tam znajdzie. Bo ostatecznie będzie musiał zmierzyć się z najtrudniejszym wyzwaniem: zajrzeniem w głąb samego siebie.

Boros nie jest wymarzonym miejscem do życia; to śmierdząca osada rybacka nad wysychającym jeziorem, gdzie rodzą się dzieci z trzema rękoma, alkohol jest lekarstwem na troski, a nad wszystkim czuwa siejący postrach Duch Jeziora. Mały Nami nie ma jednak wyjścia; przychodzi na świat właśnie tam. I choć Boros jest paskudne, w dzień taki jak ten, kiedy budzi się i słyszy krzątającą się przy śniadaniu babkę, kaszlącego kaszlem palacza dziadka, a w oddali sygnał holownika, wpatrując się w sufit, pod którym suszą się macierzanka i przywrotnik, wie, że mógłby spędzić tak resztę życia. Ale za chwilę wszystko się zmienia: dziadka zabiera woda, babkę ze złamaną nogą wioska sama oddaje Duchowi Jeziora i Nami zostaje zupełnie sam. To koniec dzieciństwa i życia, jakie znał i początek szybkiego wejścia w dorosłość, o której nie ma pojęcia.

„Jezioro” to na poły baśniowy zapis rytuału inicjacji męskiej. Wychowany bez matki, ale też bez silnego wzorca męskiego Nami wchodzi w świat, którego nie zna, bez żadnych drogowskazów czy wskazówek. A świat ten jest nieprzyjazny i niebezpieczny a jego ramy wyznacza jezioro i jego Duch, a także twarde prawo społeczeństwa zamieszkującego wioskę rybacką. Krok po kroku Nami wstępuje w dorosłość. Pech chce, że inicjacja ta jest brzydka i brutalna, a Nami nie znajduje w swoim otoczeniu nikogo, kto mógłby go poprowadzić. Postaci męskie są albo słabe jak dziadek, albo zdegenerowane jak przewodniczący kołchozu, który zajmuje dom Namiego albo potrafiące przekazać mu jedynie twardą prawdę o życiu bez miejsca na emocje, jak Nikitycz czy Johnny. Postaci kobiece z kolei są albo niepełne, jak babka będącą jedynie rekompensatą niepoznanej matki, albo skażone, jak młodzieńcza miłość Namiego Zaza, którą gwałcą na jego oczach radzieccy żołnierze. Brutalność świata dotyka go na wszystkich możliwych poziomach. Nami opanowuje sztukę przetrwania, ale sztuka odczuwania i wyrażania emocji leży odłogiem. Przez całą ścieżkę inicjacyjną - którą wyznaczają wymownie zatytułowane rozdziały: Jajo, Larwa, Poczwarka, Imago - będzie on szukał w każdej kobiecie matki, a w każdym mężczyźnie siebie samego. Trudno o bardziej wymowny przykład nierozwiązanego konfliktu edypalnego. Traumy, neurozy i niespełnienia czynią tym samym Namiego idealnym pacjentem doktora Freuda. Jego odyseja, która zatoczy koło, rozpoczynając się i kończąc w tym samym miejscu, czyli nad brzegiem jeziora, staje się jednak czymś więcej niż freudowską analizą męskiej inicjacji. W opowieści o Namim każdy z nas może się przejrzeć jak w tafli tytułowego jeziora i znaleźć coś, co go dotknie, zaboli albo przerazi.

Świat wykreowany przez Bellovą jest niejako mityczny (jezioro jako punkt odniesienia dla filozofii życiowej społeczności Boros, Duch jako uosobienie sił wyższych, Wódz jako symbol władzy świeckiej), a sama historia życiowej podróży Namiego ma formę paraboli. „Jezioro” Bianki Bellovej może być odpychające z jednego podstawowego powodu. Służy myśleniu. A, co gorsza, konfrontowaniu się z własnymi przemyśleniami. I w tym tkwi niebezpieczeństwo tego rodzaju prozy. To coraz rzadziej spotykane w literaturze zjawisko, kiedy powieść naprawdę można rozłożyć na czynniki pierwsze z racji jej wielowarstwowości i bogatej symboliki przy jedoczesnym oszczędnym stylu wypowiedzi. "Jezioro" przywraca wiarę w to, że literatura wciąż może być odczytywana na wiele sposobów, nadal pozostawiając miejsce na własne przemyślenia i wnioski.  

O czym jest „Jezioro”? O tym, co znajdziecie na jego dnie, kiedy już doskrobiecie się do ostatniej warstwy powieści i wyłuskacie z niej to, co was boli albo przeraża najbardziej. O czym jest „Jezioro” dla mnie? O tym, że tak naprawdę rodzimy się i umieramy samotni. I mimo tego, że w międzyczasie wchodzimy – chcąc lub nie – w interakcje z innymi ludźmi, to i tak jesteśmy osamotnieni w życiu, którego nikt nie przeżyje poza nami samymi. Smutna to bajka. Dla dzieci, które już o tym wiedzą, ale nie chcą przyjąć do wiadomości.

TYTUŁ: JEZIORO
AUTOR: BIANCA BELLOVÁ
PRZEKŁAD: ANNA RADWAN-ŻBIKOWSKA
WYDAWNICTWO: AFERA
ROK WYDANIA: 2018



2 komentarze:

  1. Dla mnie to też była książka o tym, że całe życie brniemy do jakieś celu (mitycznego, ideału, idee fixe), który wreszcie osiągamy, a on nas totalnie rozczarowuje i tracimy poczucie sensu i wiarę w siebie czy życie w ogóle. Smutna książka, z której garściami można czerpać smutne wnioski.

    OdpowiedzUsuń

Statystyki wizyt:



Recenzje

Wywiady

Artykuły