Chodź, opowiem ci bajkę, bajka będzie smutna
Freud miałby tu co robić. W „Jeziorze”
Bianki Bellovej można się zanurzać bez końca, żeby wydobywać na światło dzienne
to, co zepchnięte do najgłębszych zakamarków podświadomości. Sięgnąć samego dna
„Jeziora” to zadanie tylko dla odważnego czytelnika, który nie boi się stanąć
twarzą w twarz z tym, co tam znajdzie. Bo ostatecznie będzie musiał zmierzyć
się z najtrudniejszym wyzwaniem: zajrzeniem w głąb samego siebie.
Boros
nie jest wymarzonym miejscem do życia; to śmierdząca osada rybacka nad
wysychającym jeziorem, gdzie rodzą się dzieci z trzema rękoma, alkohol jest lekarstwem
na troski, a nad wszystkim czuwa siejący postrach Duch Jeziora. Mały Nami nie
ma jednak wyjścia; przychodzi na świat właśnie tam. I choć Boros jest
paskudne, w dzień taki jak ten, kiedy budzi się i słyszy krzątającą się przy
śniadaniu babkę, kaszlącego kaszlem palacza dziadka, a w oddali sygnał
holownika, wpatrując się w sufit, pod którym suszą się macierzanka i
przywrotnik, wie, że mógłby spędzić tak resztę życia. Ale za chwilę wszystko
się zmienia: dziadka zabiera woda, babkę ze złamaną nogą wioska sama oddaje
Duchowi Jeziora i Nami zostaje zupełnie sam. To koniec dzieciństwa i życia, jakie znał
i początek szybkiego wejścia w dorosłość, o której nie ma pojęcia.
„Jezioro”
to na poły baśniowy zapis rytuału inicjacji męskiej. Wychowany bez matki, ale
też bez silnego wzorca męskiego Nami wchodzi w świat, którego nie zna, bez żadnych drogowskazów
czy wskazówek. A świat ten jest nieprzyjazny i niebezpieczny a jego
ramy wyznacza jezioro i jego Duch, a także twarde prawo społeczeństwa zamieszkującego
wioskę rybacką. Krok po kroku Nami wstępuje w dorosłość. Pech chce, że inicjacja ta jest brzydka i brutalna, a Nami nie znajduje w swoim otoczeniu
nikogo, kto mógłby go poprowadzić. Postaci męskie są albo słabe jak dziadek,
albo zdegenerowane jak przewodniczący kołchozu, który zajmuje dom Namiego albo potrafiące przekazać mu jedynie twardą prawdę o życiu bez miejsca
na emocje, jak Nikitycz czy Johnny. Postaci kobiece z kolei są albo niepełne, jak babka
będącą jedynie rekompensatą niepoznanej matki, albo skażone, jak młodzieńcza miłość
Namiego Zaza, którą gwałcą na jego
oczach radzieccy żołnierze. Brutalność świata dotyka go na wszystkich możliwych
poziomach. Nami opanowuje sztukę przetrwania, ale sztuka odczuwania i wyrażania
emocji leży odłogiem. Przez całą ścieżkę inicjacyjną - którą wyznaczają wymownie zatytułowane rozdziały: Jajo, Larwa, Poczwarka, Imago - będzie on szukał w każdej kobiecie matki, a w każdym
mężczyźnie siebie samego. Trudno o bardziej wymowny przykład nierozwiązanego
konfliktu edypalnego. Traumy, neurozy i niespełnienia czynią tym samym Namiego idealnym pacjentem doktora Freuda. Jego odyseja, która zatoczy koło, rozpoczynając się
i kończąc w tym samym miejscu, czyli nad brzegiem jeziora, staje się jednak czymś więcej niż freudowską analizą męskiej inicjacji. W opowieści o Namim każdy z nas może się przejrzeć jak w tafli tytułowego jeziora i znaleźć coś, co go dotknie, zaboli albo przerazi.
Świat
wykreowany przez Bellovą jest niejako mityczny (jezioro jako punkt odniesienia
dla filozofii życiowej społeczności Boros, Duch jako uosobienie sił wyższych,
Wódz jako symbol władzy świeckiej), a sama historia życiowej podróży Namiego ma
formę paraboli. „Jezioro” Bianki Bellovej może być odpychające z jednego
podstawowego powodu. Służy myśleniu. A, co gorsza, konfrontowaniu się z
własnymi przemyśleniami. I w tym tkwi niebezpieczeństwo tego rodzaju prozy. To
coraz rzadziej spotykane w literaturze zjawisko, kiedy powieść naprawdę można
rozłożyć na czynniki pierwsze z racji jej wielowarstwowości i bogatej symboliki
przy jedoczesnym oszczędnym stylu wypowiedzi. "Jezioro" przywraca wiarę w to, że
literatura wciąż może być odczytywana na wiele sposobów, nadal pozostawiając miejsce na własne przemyślenia i
wnioski.
O czym
jest „Jezioro”? O tym, co znajdziecie na jego dnie, kiedy już doskrobiecie się
do ostatniej warstwy powieści i wyłuskacie z niej to, co was boli albo przeraża
najbardziej. O czym jest „Jezioro” dla mnie? O tym, że tak naprawdę rodzimy się
i umieramy samotni. I mimo tego, że w międzyczasie wchodzimy – chcąc lub nie – w
interakcje z innymi ludźmi, to i tak jesteśmy osamotnieni w życiu, którego nikt
nie przeżyje poza nami samymi. Smutna to bajka. Dla dzieci, które już o tym
wiedzą, ale nie chcą przyjąć do wiadomości.
TYTUŁ: JEZIORO
AUTOR: BIANCA BELLOVÁ
PRZEKŁAD: ANNA RADWAN-ŻBIKOWSKA
ROK WYDANIA: 2018
Dla mnie to też była książka o tym, że całe życie brniemy do jakieś celu (mitycznego, ideału, idee fixe), który wreszcie osiągamy, a on nas totalnie rozczarowuje i tracimy poczucie sensu i wiarę w siebie czy życie w ogóle. Smutna książka, z której garściami można czerpać smutne wnioski.
OdpowiedzUsuńPięknie powiedziane.
Usuń