Wymiatanie spod dywanu
„Najlepiej dla
wszystkich” jest wszystkim tym, czego nie chcecie: solą w oku, wrzodem na tyłku
i kulą u nogi. Jest wszystkim tym, czym dobra książka być powinna. Będzie was
boleć, będzie was uwierać, będzie wam ciążyć, i to długo po przeczytaniu. Bo
Petra Soukupová wali prawdę prosto w oczy. Boli, ale warto.
Poznajcie
dziesięcioletniego Viktora, jego mamę Hanę i babkę Evę. Hana jest aktorką,
raczej przeciętną, nie taką z pierwszych stron gazet, no chyba że tych
lokalnych, która nie radzi sobie jako samotna matka. Kiedy tylko pojawia się
okazja (a okazją są zdjęcia do popularnego serialu), podrzuca Vikiego swojej
mieszkającej na prowincji matce, która piecze strudle, robi knedle i całkiem
niedawno pochowała męża. Bo tak będzie najlepiej dla wszystkich. Ale że, jak
wiadomo, „tylko w sejmie i w kościele recepty na udane czują się zawsze
wyśmienicie*, bardzo szybko okazuje się, że dobrymi chęciami piekło jest
wybrukowane. Dlatego ta, wydawać by się mogło, słuszna decyzja zamienia życie
całej trójki w piekło.
Trzy pokolenia, trzy
postaci, trzy różne głosy. A co za tym idzie, trzy naprzemienne (i
nieprzerwane ani niewyróżnione cudzysłowem albo myślnikiem) narracje, które
nie wchodzą sobie w paradę, a doskonale realizują zamysł autorki, by pokazać
rzeczywistość z kilku różnych perspektyw przy jednoczesnym wyraźnym
zaznaczeniu, że każdy z narratorów uważa, że jego racja jest największa. Soukupová jest genialna, jeśli
chodzi o prowadzenie narracji: potrafi wypowiedzieć się zarówno z perspektywy
dorosłego, jak i dziecka i robi to tak dobrze, że w tym drugim przypadku nie
widać ani cienia fałszu. Każdy z bohaterów prowadzi swój monolog wewnętrzny,
ale bliżej temu do behawioralnej techniki narracyjnej aniżeli do
psychologicznej analizy. U Soukupovej
wszystko kryje się w półsłówkach, lakonicznych zdaniach i języku stylizowanym na
potoczny. Bez wątpienia ma autorka doskonałe ucho,
co owocuje soczystymi dialogami (ma też bardzo dobrą tłumaczkę, dzięki której
potrafią one równie znakomicie wybrzmieć**), które porażają autentyzmem a
jednocześnie jest w nich mnóstwo miejsca na dowcip i ironię. Równocześnie pozornie banalne sytuacje czy dialogi
kryją pod podszewką wulkan emocji, gotowy w każdej chwili do erupcji. To, jak
autorka opisuje zwyczajną rzeczywistość, to absolutny majstersztyk. Trudnym
rozmowom towarzyszą naleśniki albo knedle, co raz po raz rozbija narastające
napięcie i pokazuje, że hamletyzowanie przystoi nie tylko bohaterowi Szekspira,
ale i gospodyni domowej.
Sytuacja rodzinna
Viktora, Hany i Evy, bo to oni i ich skomplikowane relacje są - mimo pojawienie się
postaci drugoplanowych - główną osią fabuły, to festiwal
wzajemnych oczekiwań, pretensji, a przede prób uszczęśliwienia drugiej osoby
na siłę. Tutaj każdy wie, co jest najlepsze dla drugiego – Hana wie, czego
potrzebuje Viktor, Eva, co potrzebuje Hana, a dzieci Evy, co potrzebuje ona
sama – ale nikt nie żyje według rad, które daje innym. Świetnie sportretowane pełnokrwiste postaci, z których żadnej nie jesteśmy ani polubić, ani znielubić
do końca, a także relacje interpersonalne i międzypokoleniowe to niewątpliwy
atut tej książki. Ośmielę się stwierdzić, że już dawno nie spotkałam się w
żadnej prozie z tak pełnowymiarowo skonstruowanymi postaciami. Tym bardziej, że po mistrzowsku przedstawia Soukupová relacje między nimi, gdzie punkt widzenia zależy
od punktu siedzenia. Zagląda tym samym do
głowy nie tylko swoich bohaterów, ale i naszej. Wymiata wszystko to, co zostało
zamiecione pod dywan i każe nam się przypatrzeć temu w świetle dziennym. Za
sprawą ich dylematów i rozterek zadaje nam samym pytania o nasze relacje i
postawy życiowe. Przejrzeć się w bohaterach Soukupová to nie lada wyzwanie. Ale
warto się go podjąć.
Skąd możemy
wiedzieć, co jest najlepsze dla innych, skoro nie wiemy, co jest najlepsze dla nas samych? Z tym pytanie zostawia nas Petra
Soukupová na koniec książki. Co jest najlepsze dla jej bohaterów?
Nie wiadomo. Kto wyszedł najlepiej na decyzji, która zawiązuje akcje książki?
Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne: najlepiej wychodzi na tym wszystkim
czytelnik.
* Mirosław Czyżykiewicz, „Jazz”
** W końcu! Nazwisko tłumacza na okładce. Dzięki temu zabiegowi może w końcu ludzie zorientują się, że Szekspir nie pisał po polsku ;)
** W końcu! Nazwisko tłumacza na okładce. Dzięki temu zabiegowi może w końcu ludzie zorientują się, że Szekspir nie pisał po polsku ;)
TYTUŁ: NAJLEPIEJ
DLA WSZYSTKICH
AUTOR: PETRA SOUKUPOVÁ
PRZEKŁAD: JULIA RÓŻEWICZ
WYDAWNICTWO: AFERA
ROK
WYDANIA: 2019
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz