Słodko-gorzki smak Rosji
Rosja jest jak – parafrazując słowa
Forresta Gumpa – pudełko czekoladek: nigdy nie wiesz, co wyciągniesz. Podobnie
jest ze zbiorem reportaży „Nie ma jednej Rosji” Barbary Włodarczyk. Czasami
historia jest tak smaczna, że aż rozpływa się w uszach, a czasami nieprzyjemnie
zazgrzyta w zębach i jeszcze długo potem czujemy jej gorzki smak.
Pamiętacie „Szerokie tory” – cykl
reportaży o codziennym życiu w miejscu, gdzie tory kolejowe są znacznie szersze
niż w Polsce (stąd tytuł), czyli w państwach byłego Związku Radzieckiego?
Autorka Barbara Włodarczyk, która przez ponad 100 odcinków przybliżała nam
barwną panoramę współczesnej Rosji, postanowiła widzów zamienić na czytelników
i przeniosła na papier 17 z więcej niż setki historii. I tak jak każdy z
odcinków „Szerokich torów” opowiadał o jednym dniu z życia wybranego człowieka
uwikłanego we współczesną historię i politykę, tak każdy z reportaży w zbiorze
„Nie ma jednej Rosji” przybliża nam jeden dzień (albo noc) z życia jednej,
wyjątkowej (nawet w swej zwyczajności) postaci. Bo w Rosji nawet to, co zdawać
by się mogło zwykłe i normalne, nas – polskich czytelników – wciąż zadziwia.
Mimo że jesteśmy przecież najbliższymi sąsiadami.
I tak, jak najlepszym scenarzystą w
„Szerokich torach” było życia, tak życie stało się najlepszym materiałem dla
„Nie ma jednej Rosji”. Zdając sobie sprawę z ograniczeń druku, Barbara
Włodarczyk zdecydowała się przenieść na papier jedynie kilkanaście z ponad
setki reportaży. Miała jednak dobre (telewizyjne) oko. Wybór padł na jedne z
najciekawszych historii, a sposób ich zestawienia sprawił, że Rosja została
przedstawiona jako wielki i wielce patchworkowy kraj. Kraj, gdzie możliwe jest
współegzystowanie bogatych, rozpuszczonych nastolatków, których ulubioną zabawą
jest przebieranie się za bezdomnych i żebranie na ulicy („Kiriłł – fotograf
nocnej Moskwy”) i dzieci mieszkających na dworcu i próbujących na wszelkie –
nie zawsze legalne – sposoby utrzymać nie tylko siebie, ale i całą rodzinę
(„Wasia z Dworca Jarosławskiego”). Tylko tutaj może mieszkać radny z Beninu nad
Zatoką Gwinejską („Jean – czarnoskóry radny z głubinki”) i osiemnastoletni
Maksim, czyli „Tasak” – członek neonazistowskiej rosyjskiej bojówki („Tasak –
pogromca imigrantów”). Albo Żenia Czirikowa, rosyjska opozycjonistka walcząca z
putinowskim reżimem („Żenia i Rosja bez Putina”) i matuszka Marija, stojącą na
czele całkiem sporej grupy wyznawców wierzących, że Putin to nowe wcielenie…
św. Pawła („Matuszka sekty Putina”). Nieprzypadkowo autorka zestawia te
wszystkie reportaże – na zasadzie kontrastu – jeden po drugim. Bo taka właśnie
jest Rosja. To świat, gdzie mogą współistnieć ludzie różnych narodowości,
wyznań, światopoglądów i stylu życia. Jak dziś wygląda przeciętny Rosjanin?
Trudno powiedzieć. Bo skrajności są wszechobecne.
Lida z wioski w pobliżu Kurska, gdzie
urodził się dziadek Dmitrija Miedwiediewa, żyła do czasu wizyty słynnego wnuka
mieszkańca Mansurowa w głuszy, zupełnie odcięta od cywilizacji. Przyjazd
Miedwiediewa sprawił, że wieś zmieniła się nie do poznania – drogi
wyasfaltowano, w domach powstawiano plastikowe okna, a na poczcie podłączono
telewizor satelitarny i superszybki Internet. Tyle że nikt nie wie, do czego on
służy, a telewizora nikt nie włącza, bo pilot leży głęboko ukryty w szufladzie
kierowniczki poczty. Żeby się nie zniszczył („Lida z potiomkinowskiej wioski”).
Już w kolejnym reportażu poznajemy Julię Dalakian – czołową rosyjską
projektantkę mody, która ubiera pławiące się w luksusie kobiety rosyjskich
krezusów („Julia – kreatorka mody z Moskwy”), w dalszym świat rosyjskich klubów
nocnych, w których drink kosztuje kilkadziesiąt dolarów, a za rezerwację
stolika trzeba wpłacić depozyt w wysokości do dziesięć tysięcy dolarów („Kiriłł
– fotograf nocnej Moskwy”). Ale zaraz za chwilę pojawia się German Sterligow –
pierwszy rosyjski milioner, który jako dwudziestokilkulatek założył w Moskwie
giełdę towarową, a dziś mieszka z żoną i dziećmi w leśnej głuszy i żyje w
zgodzie z naturą i… Ewangelią. Jego czwórka synów nie ma ani komputera, ani
telewizora („German – milioner z lasu”).
Rosja to świat zabitych dechami wiosek,
gdzie żyją tacy ludzie jak Lida i leśnej głuszy na Bajkałem, gdzie mieszkają
tacy jak Wadim Buriaci, żyjący z rybołówstwa i leśnictwa, a często i…
kłusownictwa („Wadim – myśliwy zad Bajkału”), ale też obskurnych dworców, gdzie
można spotkać przedwcześnie dorosłe dzieci, umorusane i odurzone klejem, czy
też luksusowych moskiewskich dzielnic, gdzie mieszkają rosyjscy milionerzy, a w
księgarni zatrzymuje się w środku nocy emir arabski, bo – jak wiadomo – Moskwa
to drugi Nowy Jork – nigdy nie śpi. To świat, gdzie dzieci mogą już od
najmłodszych lat szkolić się ku chwale ojczyzny, jak uczennica szkoły kadetek
(kuźni kadry dla armii, służb bezpieczeństwa i urzędów państwowych) Karina,
która uczy się historii, dobrych manier i… strzelania z kałasznikowa, bo chce
(jak ojciec i brat) pracować w rosyjskim MSW („Karina – córka Rosji”), ale też
dzieci jak Wasia z Dworca Jarosławskiego – dziecko bez stałego pobytu, które w
Rosji nie istnieje, więc może jedynie koczować na dworcu i czekać na marny
koniec… Rosja to także świat, gdzie współistnieje elegancka i niezwykle kobieca
projektantka Julia i twarda, nieuznająca kompromisów Nadia („Nadia – bodyguard
VIP-ów”), była agentka rosyjskich służb specjalnych, snajperka Czeczenii (także
była) i jedna z pierwszych osobistych ochroniarek w Rosji. Jak widać, same
sprzeczności. A jednak do pogodzenia.
Barbara Włodarczyk tak jak świetnie
radziła sobie przed kamerą, tak doskonale radzi sobie z piórem. W czym tkwi
sekret siły jej opowieści powstałych na kanwie telewizyjnych reportaży? Po
pierwsze, docierając do miejsc, gdzie nikt przed nią nie dotarł, ma ten
komfort, że pokazuje nam – i to w pigułce! – to, czego nie dałyby nam stosy
gazet czy wyjazdy turystyczne. Po drugie, przez interesujący i nieszablonowy
dobór bohaterów rzetelnie kreśli nie wycinek rzeczywistości, ale całą jej
złożoność i różnorodność. Po trzecie, ma niewiarygodny wręcz dar zjednywania
ludzi, którzy otwierają przed nią swoje drzwi i… siebie samych. „Nie ma jednej
Rosji” (tak jak „Szerokie Tory”) to kawał dobrej reporterskiej roboty, a
równocześnie przykład solidnego warsztatu literackiego.
Nie ma jednej Rosji. Od Kaliningradu do Syberii istnieje wiele Rosji, czego żywym dowodem są bohaterowie reportaży Włodarczyk. Każdy z nich żyje w innej Rosji. Nie w jednej, ale wielu. Nazwa kremlowskiej partii „Jedna Rosja” jest więc raczej chybiona.
TYTUŁ: NIE MA JEDNEJ ROSJI
AUTOR: BARBARA WŁODARCZYK
WYDAWNICTWO: WYDAWNICTWO
LITERACKIE
ROK
WYDANIA: 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz