And the Oscar goes to... hell
Oscary nie mają tak naprawdę znaczenia. Ani Złote Globy. Ani
Emmy. Tak naprawdę ceremonie wręczenia nagród w ogóle nie mają żadnego
znaczenia. Nie powinniśmy tak honorować filmów. Stawianie artystów przeciwko
sobie i decydowanie o tym, który film jest w jakiś sposób „najlepszy” jest nie
tylko subiektywny, ale całkowicie dewaluuje sztukę filmową jako taką.
Ceremonie wręczenia nagród służą
stworzeniu widowiska. Publiczność kocha sport i rywalizację, dlatego ceremonie
te pozwalają uczynić sztukę bardziej przystępną dla ogółu społeczeństwa. Mają
niewiele wspólnego z honorowaniem twórców, skupiają się raczej na zwycięzcach i
przegranych. Kto był najczęściej nominowany? Kto został zlekceważony? Kto jest
najlepiej ubrany? W obliczu tego chaosu zapominamy o samej sztuce.
Poza tym niektóre z najwspanialszych
filmów wszechczasów nie zdobyły Oscara. „Obywatel Kane” na przykład, Czy
obniżyło to jakość tego filmu? Wydaje się oczywiste, że nie, ale to, co
kwalifikuje coś jako świetne, jest z natury rzeczy subiektywne. Kto powiedział,
że jeden film jest lepszy od drugiego?
Powinniśmy dążyć do doceniania
doskonałości w sztuce, ale są na to sposoby, które nie stawiają artystów
przeciwko sobie. Świetnym tego przykładem są nagrody Kennedy Center Honors.
Każdego roku Kennedy Center zaprasza grupę artystów, którzy wyróżnili się w
swojej dziedzinie i znaleźli się na liście wyróżnionych. Według ich samych:
„coroczna gala z wyróżnieniem to wieczór bez kategorii, bez rozczarowań i bez
rywalizacji". To doskonały sposób na uhonorowanie największych filmowców,
aktorów, muzyków i tancerzy. W czasach, gdy sztuka jest często niedoceniana
i niedofinansowana, nie ma potrzeby
skupiać się na konkurencji. Powinniśmy dążyć do uhonorowania wszystkich
wielkich, nie skupiając się na tym, kto jest największy.
Jak chcemy zdefiniować wielką
sztukę? Czy wielcy artyści to twórcy, którzy zdobyli najwięcej trofeów? Nie
sądzę. Nagrody niewiele mówią o talencie aktora ani o wpływie filmu. Sztuka nie
istnieje po to, by być najlepsza. Istnieją po to, aby przenieś nas do nowych
wymiarów, zakwestionować nasze przekonania, edukować, rzucać wyzwania i
inspirować. Zapominamy o tym, kiedy skupiamy się na nagrodach. Za kilka lat nie
będziemy pamiętać, kto zdobył Oscara za najlepsze zdjęcie w 2024 r. Będziemy
pamiętać sceny, które wywołały u nas histeryczny śmiech, napięcie, które
trzymało nas do końca filmu i momenty, które wywołały łzy wzruszenia. Będziemy
pamiętać filmy, a nie nagrody.
PS Jeszcze jedno. Jeśli już mamy
brać udział w tym Oscarowym cyrku, to chciałam tylko zaznaczyć, że Morgan
Freeman dostał Oscara za bycie dobrym aktorem, a nie za bycie czarnoskórym.
Więc każdy, kto uważa, że mamy mało różnorodności w Oscarach i dlatego nagradzajmy
czarnych za bycie czarnymi, kobiet za bycie kobietami i psy za bycie psami,
może iść tam, gdzie Oskar, czyli do diabła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz