niedziela, 22 marca 2020

JOZEF KARIKA, SZCZELINA

Raz, dwa, trzy i… pudło!


Mówi się, że druga książka jest zawsze trudniejsza dla pisarza niż pierwsza, bo tak naprawdę to ona właśnie decyduje o tym, czy czytelnik zechce kontynuować przygodę z autorem czy nie. Jozef Karika, który był dla mnie objawieniem roku 2017, wrócił z kolejną powieścią. I co? O ile „Strach” był strzałem w dziesiątkę, o tyle „Szczelina” jest strzałem w stopę. Niestety, panie Karika, tym razem pudło.

Autor po raz kolejny powraca do tematu Trybecza, pasma górskiego na Słowacji, o którym krążą mrożące krew w żyłach historie o tajemniczych zaginięciach ludzi, których góry albo zabrały, albo oddały, ale w zmienionej na zawsze postaci. U podnóża Trybecza toczyła się akcja „Strachu”, poprzedniej książki Kariki, gdzie mieliśmy do czynienia z grupą przyjaciół związanych tajemnicą z dzieciństwa, która ożywa wraz ze spadającą temperaturą i nadciągającą zimą stulecia. „Szczelina” nawiązuje swobodnie do tego, z czym mieliśmy do czynienia w „Strachu”, czyli z tajemniczymi zniknięciami osób w górach Trybecza. Jednak Karika tym razem idzie o krok dalej. Każe swojemu bohaterowi zbadać sprawę i wysyła go prosto w paszczę lwa, czyli… na wycieczkę górską. Ale zanim to nastąpi, odkryje on w pustostanie sejf, kryjący płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat z zapisem przesłuchania człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza, a potem wrócił tylko po to, żeby spokojnie dać się zamknąć w szpitalu psychiatrycznym. Nasz bohater, w towarzystwie swojej dziewczyny, wielbiciela teorii spiskowych i stąpającego mocno po ziemi amatora wspinaczki udaje się na wyprawę mającą na celu odkrycie tajemnicy Trybecza. Ta może okazać się albo mistyfikacją, albo historią nie z tego świata.

Zamysł kompozycyjny książki był intrygujący; autor (jako on sam) zaczyna od swojej własnej korespondencji z tajemniczym Igorem, który podsuwa mu pomysł na powieść. Następnie rozdziały książki naszego autora przeplatane są zapiskami na blogu bohatera owej książki (czyli wspomnianego Igora), wreszcie refleksjami samego Kariki. Do tego wstawki z czasopism i artykułów internetowych, z których układa się spora biblio – i netografia. I tu trzeba oddać Karice, że kompozycja „Szczeliny” jest poprawna i klarowna, nie ma szans na pogubienie się mimo wielogłosu narracyjnego i przeskakiwania między narracjami. Dodatkowo autor intryguje już na wstępie, nie chcąc zdradzić, czy postać Igora jest autentyczna i czy faktycznie otrzymał on od niego maila z propozycją tematu na książkę. Mamy więc: tajemnicę, oryginalną i skomplikowaną, acz zgrabnie skonstruowaną kompozycję i ciekawie poprowadzoną narrację. Co mogłoby pójść nie tak? Jak się okazuje, bardzo dużo.

Karika przeszarżował. I to go niestety zgubiło. Książka miał zaciekawiać, a nudzi. Miała przerażać, a śmieszy. Miała budzić refleksję, a nie było w niej nic, co nie pozwalałoby w nocy spać. O ile „Strach” był nowatorskim, wielowymiarowym i autentycznie mrożącym krew w żyłach mini arcydziełem, które na nowo definiowało gatunek horroru, o tyle „Szczelina” jest jak posmakowanie cukierka przez papierek. Dobry pomysł i zła realizacja. Rozbudzony czytelniczy apetyt i połamane zęby na książce, której nijak nie można ugryźć. Ani jeśli chodzi o historię, bo ta z rozdziału na rozdział jest coraz mniej przekonująca. Ani jeśli chodzi o ciąg przyczynowo-skutkowy, który zaczyna się coraz bardziej zapętlać w pojawiający się często w powieści symbol nieskończoności. Ani wreszcie jeśli chodzi o napięcie i grozę, którymi tak doskonale operował autor w „Strachu”. Tutaj po kolejnej, kolejnej i jeszcze kolejnej sugestii: „Poczekajcie, już, już, za chwilę coś się wydarzy”, po której nie działo się nic, coraz bardziej traciłam ochotę na dowiedzenie się, co nas czeka na kolejnych kartach powieści. Nie można kusić w nieskończoność, żeby potem pokazać figę z makiem. Tego nie wytrzyma żaden, nawet najbardziej wytrwały czytelnik. Karika narobił smaku. I na tym się skończyło. Wobec tego musiałam pójść i najeść się gdzie indziej.

„To nie jest nic dla ciebie” – mówi bohater do Kariki na początku powieści. No, cóż… Dla mnie też nie.

TYTUŁSZCZELINA
AUTOR: JOZEF KARIKA
PRZEKŁAD: JOANNA BETLEJ
WYDAWNICTWO: STARA SZKOŁA 
ROK WYDANIA: 2018








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyki wizyt:



Recenzje

Wywiady

Artykuły