Zabić, jak to łatwo
powiedzieć
Lori i
Eric pragną czułości. Ona znajduje ją w tropieniu nieznajomych chłopców,
których desperacko pragnie pocałować, on - w duszeniu młodych dziewcząt. Kiedy
ona ucieka z domu, on akurat wychodzi z poprawczaka. Ich przypadkowe spotkanie
stawia pod znakiem zapytania przyszłość każdego z nich. Czy oboje pójdą na dno,
czy może ocalą siebie nawzajem? Pod grubą warstwą ironii, która u Roberta
Cormiera jest bardziej mroczna niż historia, którą opowiada, kryje się
odwieczne pytania: czym jest zło? Pytanie, na które odpowiedź bywa bardzo
względna.
Mary
Shelley, autorka "Frankensteina", powiedziała kiedyś: „Żaden człowiek
nie wybiera zła, ponieważ jest ono złe; myli je tylko ze szczęściem i dobrem,
którego szuka”. Nie ma chyba lepszego podsumowania tego, o czym mówi
Cormier w „Czułości”. Ta zwięzła, napisana niezwykle literackim acz bardzo
powściągliwym językiem powieść, która jest majstersztykiem lingwistycznym, to
nieumoralniający minitraktat o tym, jak mało klarowne jest
pojęcia dobra i zła i jak łatwo przesuwają się granice między jednym a drugim,
kiedy w grę wchodzi szukanie własnego „ja”.
Piętnastoletnia Lori nie ma łatwego życia, ale nie to jest jej największym problemem. Lori cierpi z powodu braku czułości. A że nie wie, jak ona powinna wyglądać, utożsamia ją z seksualnością. Od momentu, kiedy to sobie uzmysłowi, jej obsesją stanie się zakochiwanie się w chłopcach, których widziała w telewizji i szukanie okazji do zbliżenia się do nich. I tak właśnie Lori poznaje Erica. Kiedy dziewczyna decyduje się na ucieczkę z domu, żeby być bliżej obiektu swoich westchnień, młodzieżowego idola znanego tylko z plakatów i teledysków, widzi w telewizorze jednego z przydrożnych barów młodocianego zabójcę, którego dopiero co wypuszczono z poprawczaka. Z miejsca zakochuje się w nim i postanawia odnaleźć, żeby móc go pocałować. Czyli doznać odrobiny czułości.
Osiemnastoletni
Eric nie umie oprzeć się młodym dziewczętom, a właściwie zabijaniu ich. Tylko
wtedy, gdy je dusi i obserwuje gasnące w ich oczach życie, doznaje czułości,
której tak bardzo pragnie. Kiedy w jego życiu pojawia się Lori, Eric rozpoznaje
w niej przypadkowo poznaną dziewczynę, którą uratował przed grupą wyrostków,
po tym jak wracał po chwili „czułości” z kolejną ofiarą. Zakłóca
ona tym samym jego plan odnalezienia Seniority, nastolatki, która opuściła
poprawczak chwilę przez nim, wobec której ma takie same plany jak wobec
wszystkich dziewcząt w jego życiu. A że nie wie, czy Lori nie jest przypadkiem tą, która
chce go wydać policji, zmuszony jest zabrać ją ze sobą, żeby po drodze
zastanowić się, co z nią zrobić. Podróż tej dwójki zamienia się w fascynującą dla
czytelnika wyprawę po mniej lub bardziej mrocznych zakamarkach ich umysłu. Tym
bardziej że wiemy, że naszym bohaterom przyświeca tylko jeden cel: znalezienie odrobiny
czułości. Tyle że sposoby, jakimi każde z nich chce ją osiągnąć, skrajnie się od
siebie różnią. Dlatego do ostatniego momentu nie wiemy, co zwycięży:
bezgraniczne zło w Ericu czy bezwarunkowa miłość Lori? A przede wszystkim,
które z nich jest tak naprawdę złe.
Cormier
prowadzi akcję trzytorowo, przeskakując raz po raz między narracjami. Poznajemy
perspektywę Lori (narrator pierwszoosobowy), Erica, ale i starego porucznika (w
obydwu przypadkach narrator trzecioosobowy), który nie wierzy w resocjalizację zwolnionego
właśnie z poprawczaka zabójcy i czeka na jego pierwsze potknięcie. Wszystkie te
wątki zaczynają się coraz ściślej splatać ze sobą, a autor trzyma nas w napięciu
do ostatniego momentu, pozwalając na domysły, karmiąc fałszywymi nadziejami i
zaskakując niespodziewanymi zachowaniami postaci. A wszystko po to, żebyśmy
sami sobie zaczęli sobie uzmysławiać, jak nasze czarno-białe myślenie nie
przystaje do rzeczywistości, którą nam właśnie przedstawia. I choćby to, jak
zmienia się postrzeganie bohaterów przez czytelnika podczas czytania „Czułości”
świadczy o tym, że autor osiągnął swój cel.
Ta
mroczna i niepokojąca powieść, zupełnie nieprzystająca do jej tytułu, jest dokładnie
taka, jak jej motto, z którego dowiadujemy się, czym jest czułość. Odpowiedź
jest banalna: to miejsce, które doznało obrażenia, jest zwykle bardzo wrażliwe
na dotyk. Ale to właśnie robi z nami autor „Czułości”: naciska na nasze wrażliwe
miejsca, rozdrapuje paznokciem dopiero co zabliźnione skaleczenia, infekuje
zadrapania, zadając świadomie ból i sprawdzając tym samym stopień naszego człowieczeństwa.
Jeśli Cormier was zaboli, to znaczy, że wciąż jesteście ludźmi.
TYTUŁ: TENDERNESS
AUTOR: ROBERT CORMIER
WYDAWNICTWO: DELACORTE PRESS
ROK WYDANIA: 1997
ROK WYDANIA: 1997
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz