Wykapany
ojciec
Pamiętacie film „Delivery Man” z Vincem
Vaughnem o pewnym czterdziestolatku, który w czasach szalonej młodości był
częstym gościem banku spermy, a po latach dowiaduje się, że spłodził ponad 500
dzieci? Albo „The Kids Are All Right” Lisy Cholodenko o parze lesbijek, których
latorośle odnajdują dawcę nasienia i ku przerażaniu matek zaprzyjaźniają się z
nim? Zabawne? Może w kinie. Mniej do śmiechu było na pewno dzieciom spłodzonym przez
pewnego Louisa poza dużym ekranem. Kamil Bałuk w reporterskiej książce „Wszystkie
dzieci Louisa” pokazuje, że nie, the kids NIEKONIECZNIE are all right.
– Nie chcę, żebyś miał zbyt duże oczekiwania.
– Możesz przestać to powtarzać? Nie mam żadnych
oczekiwań.
– Ok. Po prostu mówię, że on może być dziwny. No, wiesz,
oddał spermę... To dziwne…
– No, gdyby nie oddał, nie byłoby nas tu teraz, więc
trochę szacunku!
To
dialog z filmu „The Kids Are All Right” opowiadającego o dwójce nastolatków,
którzy poznają swojego… no właśnie, kogo? „Z matkami nie ma tego problemu. (…)
Z mężczyznami – na razie tak ich nazwijmy – bywa trudniej. Brakuje języka, żeby to opisać. Ojciec
tradycyjny to ten, który spłodził i wychowuje. Tu jest jasność. Ojciec
biologiczny to ten, który spłodził, ale nie wychowuje (…) Ojciec ustawowy,
czyli ojciec w sensie prawnym (…) Ojczym, czyli mężczyzna kolejny (…) Dawca.
Szczególny wariant ojca biologicznego. Spłodził, ale nie sam. Spłodził, ale nie
wie kogo, nie wie, ile. Czasem wie gdzie, zwykle nie wie kiedy. Nie wychowuje,
ale sporo jego dzieci wcale za nim nie tęskni. Niektóre tęsknią, ale nie
wiedzą, że właśnie za nim. Inne nie wiedzą, że w ogóle istnieje”. Trochę skomplikowane, prawda? A teraz będzie jeszcze bardziej.
„Spermooszustwo”
to termin, za pomocą którego dziennikarze opisywali mającą miejsce w latach 80. aferę w klinice sztucznego
zapłodnienia w holenderskim Barendrechcie. Co
ciekawe, stworzone na potrzeby tej afery słowo znalazło się w finałowej dziesiątce wyrazów 2016 roku w corocznego plebiscycie Van Dale, czyli największego wydawcy słowników w
Holandii. O co chodziło? Ano o to, że pacjentki doktora Jana Karbaata były
zapładniane spermą, która nie pochodziła – jak zapewniał lekarz – od białego,
wykształconego, żonatego i dzieciatego Holendra,
ale od pół-Surinamczyka z zespołem Aspergera. I to na skalę masową. Rezultat? Każda
z kobiet urodziła dziecko lub dzieci, które mają teraz… dwusetkę rodzeństwa.
Jeśli dodamy do tego fakt, że doktor Karbaat mieszał nasienie pochodzące od
różnych dawców, a nawet używał własnego i pomnożymy
przez liczbę dawców i kobiet poddanych inseminacji, możemy sobie jedynie
wyobrazić rozmiar zamieszania, jakie w ten sposób powstało. Oczywiście, ku
uciesze karmiących się tą niewiarygodną (ale przecież prawdziwą) historią
mediów.
Kamil Bułak sięga po tę – pozornie tylko – tabloidową sensację, żeby przyjrzeć się bliżej jej bohaterom i sprawiedliwie oddać głos każdemu z nich: doktorowi Karbaatowi, kobietom korzystającym z jego usług, Louisowi, który będąc dawcą nasienia spłodził dwusetkę dzieci, wreszcie samym dzieciom, nazywających siebie „Połówkami”. Autor nie tylko znajduje wszystkie dostępne informacje na temat „spermooszustwa”, podając możliwie najdokładniejsze dane na jego temat, ale też rozmawia zarówno z tymi „Połówkami”, które zgodziły się opowiedzieć mu swoją historię, jak i ze sprawcami całego zamieszania: doktorem Karbaatem i Dawcą S. ("S" jak superogier, jak nazywały go media), czyli Louisem.
Tym, co najbardziej – oprócz rzetelności w podawaniu faktów i rewelacyjnego sposobu ich przedstawienia, sprawiającemu, że czytając (!), mamy wrażenie, że tak naprawdę oglądamy reportaż telewizyjny – uderza w książce Bałuka, to możliwie maksymalny obiektywizm i szacunek do każdego z bohaterów jego książki. To właśnie sprawia, że środek ciężkości oceny czytającego nieustannie się przesuwa. Czy doktor Karbaat chciał pomagać niepłodnym pacjentkom i parom, czy była to zabawa w Boga, a może po prostu czysty biznes? Czy Louis, który jest dumny ze spłodzenia kilkuset dzieci, to szaleniec, któremu marzyła się nieśmiertelność czy samotny, niezdolny do wyrażania emocji mężczyzna z Aspargerem chcący tylko tego, żeby ktoś przyszedł na jego pogrzeb? Kamil Bałuk nie tylko nie odpowiada, ale nawet nie podpowiada. Tak naprawdę jednak stawia o wiele ważniejsze pytania niż zerojedynkowe ustalenie, kto jest w tej historii dobry, a kto zły, kto postąpił słusznie, a kto nie. Kim jest właściwie ojciec? Czy rodzina to kwestia biologii czy jednak relacji międzyludzkich? Czy parę milimetrów nasienia to coś zupełnie innego niż dziecko, które zostanie z niego poczęte? Czy kobieta chcąca mieć dziecko może wybierać nasienie do inseminacji jak w supermarkecie? Czy klinika leczenia niepłodności może jej to nasienie zapewnić od ręki? I może się to obyć bez żadnych konsekwencji? „Co jest najważniejsze: prawo dawcy do prywatności i poszanowania jego umowy z lekarzem, prawo kobiety do posiadania dziecka, a może prawo dziecka do poznania biologicznego ojca”?
Kamil Bułak sięga po tę – pozornie tylko – tabloidową sensację, żeby przyjrzeć się bliżej jej bohaterom i sprawiedliwie oddać głos każdemu z nich: doktorowi Karbaatowi, kobietom korzystającym z jego usług, Louisowi, który będąc dawcą nasienia spłodził dwusetkę dzieci, wreszcie samym dzieciom, nazywających siebie „Połówkami”. Autor nie tylko znajduje wszystkie dostępne informacje na temat „spermooszustwa”, podając możliwie najdokładniejsze dane na jego temat, ale też rozmawia zarówno z tymi „Połówkami”, które zgodziły się opowiedzieć mu swoją historię, jak i ze sprawcami całego zamieszania: doktorem Karbaatem i Dawcą S. ("S" jak superogier, jak nazywały go media), czyli Louisem.
Tym, co najbardziej – oprócz rzetelności w podawaniu faktów i rewelacyjnego sposobu ich przedstawienia, sprawiającemu, że czytając (!), mamy wrażenie, że tak naprawdę oglądamy reportaż telewizyjny – uderza w książce Bałuka, to możliwie maksymalny obiektywizm i szacunek do każdego z bohaterów jego książki. To właśnie sprawia, że środek ciężkości oceny czytającego nieustannie się przesuwa. Czy doktor Karbaat chciał pomagać niepłodnym pacjentkom i parom, czy była to zabawa w Boga, a może po prostu czysty biznes? Czy Louis, który jest dumny ze spłodzenia kilkuset dzieci, to szaleniec, któremu marzyła się nieśmiertelność czy samotny, niezdolny do wyrażania emocji mężczyzna z Aspargerem chcący tylko tego, żeby ktoś przyszedł na jego pogrzeb? Kamil Bałuk nie tylko nie odpowiada, ale nawet nie podpowiada. Tak naprawdę jednak stawia o wiele ważniejsze pytania niż zerojedynkowe ustalenie, kto jest w tej historii dobry, a kto zły, kto postąpił słusznie, a kto nie. Kim jest właściwie ojciec? Czy rodzina to kwestia biologii czy jednak relacji międzyludzkich? Czy parę milimetrów nasienia to coś zupełnie innego niż dziecko, które zostanie z niego poczęte? Czy kobieta chcąca mieć dziecko może wybierać nasienie do inseminacji jak w supermarkecie? Czy klinika leczenia niepłodności może jej to nasienie zapewnić od ręki? I może się to obyć bez żadnych konsekwencji? „Co jest najważniejsze: prawo dawcy do prywatności i poszanowania jego umowy z lekarzem, prawo kobiety do posiadania dziecka, a może prawo dziecka do poznania biologicznego ojca”?
W
2000 r. w Holandii żyło 45 000 osób poczętych z nasienia dawcy. Wiedziało
o tym zaledwie kilkaset z nich. Amanda (imię zmienione), jedna z „Połówek”: „Powiedziałam
mamie: rozumiem, że czujesz się zrobiona w balona, ale ja bez Karbaata bym nie
istniała, trudno mi go obwiniać”. „Wszystkie dzieci Louisa” przypomina nam, że
świat nie jest czarno-biały, a oceny zerojedynkowe. I że nasza wolność kończy
się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Tylko co to właściwie znaczy…
Dzięki Bałukowi jest o czym myśleć.
TYTUŁ: WSZYSTKIE
DZIECI LOUISA
AUTOR: KAMIL BAŁUK
WYDAWNICTWO: DOWODY NA ISTNIENIE
ROK
WYDANIA: 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz