Słodko-gorzki
norwegian dream
To lektura dla wymagającego czytelnika.
Takiego, który już wie, że Norwegia jest krajem fiordów, Jo Nesbø i najszczęśliwszych ludzi na kuli
ziemskiej, ale mu to nie wystarcza. I takiego, który nie boi się, że po
przeczytaniu książki Niny Witoszek może się okazać, że jego wyobrażenie o norweskim śnie pryśnie jak bańka
mydlana. Bo autorka „Najlepszego kraju na świecie” nie szczędzi dziegciu w
beczce miodu. A właściwie to słodzi miodem beczkę dziegciu.
Najlepszy
kraj na świecie. Kto by nie chciał o nim poczytać? Tyle tylko że już w
podtytule książki autorka daje nam do zrozumienia, jaki będzie jej stosunek do
omawianego tematu, bo przecież pamflet zakłada krytykę,
a także ośmieszenie osób, grup społecznych czy instytucji. I tak właśnie jest.
Nina Witoszek nie słodzi. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Na jej
celowniku, a właściwie na celowniku jej ostrego pióra znajduje się cały kraj,
bo – jak sama przyznaje – taki a nie inny stosunek do zagadnienia wynika z jej
fascynacji norwegian dream i tym, jak
zmieniał się on w XXI wieku. Przede wszystkim jednak próbuje ustalić, gdzie
tkwią jego korzenie. I choć nie szczędzi krytyki, to widać, że pisze o Norwegii
z dużą dozą sympatii. Jak to możliwe? Wynika to ze specyfiki samego państwa. Kraj,
który autorka bierze pod lupę, budzi zarówno podziw, jak i zdumienie, a nawet
irytację. Także czytelnika.
A autorka wie, w czym rzecz, bo jej imponujące CV wskazuje na to,
że już dawno wgryzła się w temat. Prof.
Witoszek jest nie tylko historykiem kultury na Uniwersytecie w Oslo, ale też
autorką licznych publikacji na temat Skandynawii. Jak czytamy w jej oficjalnym
biogramie na stronie wydawnictwa, „jako pierwsza Polka została stałą
felietonistką i komentatorką w największym norweskim dzienniku >>Aftenposte<<”.
Jest też jedną „z dziesięciu najwybitniejszych intelektualistów mieszkających w
Norwegii według listy stworzonej w 2006 roku przez norweski dziennik >>Dagbladet<<”.
To chyba powinno wystarczyć za komentarz, gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości,
że autorka doskonale wie, o czym mówi.
A mówi dużo, a jej komentarze są ostre jak brzytwa. Nie można jej
jednak zarzucić braku obiektywizmu, bo wszystkie swoje przemyślenia popiera licznymi
przykładami i stosowną bibliografią. Z książki Niny Witoszek wyłania się obraz
„światowego Eldorado” i „moralnego supermocarstwa”, które jednak do wczesnych
lat sześćdziesiątych wciąż stosowało lobotomię w celu „poprawy zdrowia narodu”,
a do późnych lat siedemdziesiątych sterylizowało Cyganów. Kraj, który z jednej
strony został uznany w 2016 r., i to po raz trzynasty, za najlepszy na świecie
kraj do życia, z drugiej wciąż narzekający, że jego obywatele… za mało
narzekają. Państwo, które ceni równość oraz przyzwoitość i które dopuszcza
dysproporcję między zarobkami profesora uniwersyteckiego i hydraulika. Na
korzyść tego ostatniego. Kraj, który jest wybitnym negocjatorem pokojowym, co
mu jednak nie przeszkadza w byciu jednym z największych eksporterów broni na
świecie. Państwo dbające o swoich obywateli przy pomocy tzw. reżimu dobroci
(innymi słowy, uszczęśliwiania na siłę), co może oznaczać – przykładowo – tak
wielką troską o dzieci, że będzie skutkowała odebraniem ich rodzicom. Kraj,
gdzie multikulturalizm ma się bardzo dobrze, ale tylko do pierwszego zgrzytu, bo
wtedy do głosu zaczynają dochodzić stereotypy. No, i wreszcie państwo niebywałej
poprawności politycznej, która każe traktować Andersa Breivika, sprawcy
największej masakry w Norwegii od czasów II wojny światowej, po królewsku. Bo
nawet taki przestępca jak on zasługuje na godne warunki życia, choćby miało to
oznaczać, że w więzieniu żyje mu się o niebo lepiej niż pacjentom w szpitalach
czy domach starców. Jednym słowem, kraj wielu sprzeczności i niejednego absurdu.
Oczywiście, prof. Witoszek nie tylko krytykuje czy ironizuje.
Stara się przede wszystkim punktować Norwegię na zasadzie surowej nauczycielki,
która przykręca śrubę, ale w gruncie rzeczy widzi i potencjał, i starania. Wszystko
jednak oscyluje wokół rozważań na temat norwegian
dream. Autorka przyznaje, że jest on znacznie mniej spektakularny niż american dream, a to dlatego, że stawia
nie na superbohatera, ale na zwykłego człowieka. Nina Witoszek uważa, że
Norwegia świetnie sprawdziła się we wprowadzaniu baśni w czyn. Mowa tu o
Kopciuchu (norweski odpowiednik polskiego Głupiego Jasia), czyli ubogim wiejskim
chłopcu, który ciężką pracą i przyzwoitością, a nie sprytem i chciwością
zdobywa rękę księżniczki i połowę królestwa. O „geniuszu w przebraniu
wiejskiego głupka – jednym typem geniusza tolerowanym przez Norwegów”, który
swój sukces „zawdzięcza pokorze i przyzwoitości, a nie żadnej ambicji zdobycia
księżniczki”. Jednym słowem, norwegian dream zdaje się być bardziej
możliwym do osiągnięcia dla zwykłego obywatela aniżeli jego amerykański
odpowiednik. Czy tak jest rzeczywiście? Jako
swoisty bonus na końcu książki pojawiają się „życiogramy >>kulturowych
bękartów<<” – Pakistańczyka, Francuza, Libańczyka i Polaka, którzy
próbują spełnić – każdy na swój sposób – norweski
sen. A nie jest to łatwe, bo jak
przyznaje autorka, życie na emigracji to „mała śmierć”; trzeba umrzeć i
narodzić się na nowo, żeby móc przeżyć. Jak wynika z krótkich opowieści powyższych
bohaterów, ich norwegian dream jest i
słodki, i gorzki. W zależności od sytuacji.
Wszyscy,
którzy nie boją się konfrontacji stereotypów i własnych wyobrażeń z
rzeczywistości, powinni sięgnąć po tę książkę. Ci, którzy chcą poprzestać na
Norwegii Nesbø i fiordów, mogą ją sobie
darować. Tym ostatnim grozi rozczarowanie, że norwegian dream wcale nie jest taki słodki.
AUTOR: NINA WITOSZEK
TYTUŁ: NAJLEPSZY KRAJ NA ŚWIECIE. PAMFLET
PRZEKŁAD: MARIUSZ KALINOWSKI
PRZEKŁAD: MARIUSZ KALINOWSKI
WYDAWNICTWO: CZARNE
ROK WYDANIA: 2017
Recenzja dla Dobra Polska Szkoła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz