Cały ten zgiełk
Powiedzieć, że Marcel Woźniak, pisząc biografię Leopolda
Tyrmanda, odwalił kawał dobrej roboty, to za mało. Bo napisać książkę w taki
sposób, że ja, która nie uważam się za wielbicielkę Tyrmanda, zarwałam (i to
nie zdając sobie sprawy!) noc, żeby ją przeczytać, to dopiero sztuka.
O Tyrmandzie wiedziałam tyle, co wszyscy: że „Zły”, że „Dziennik
1954”, że jazz, że bikiniarze, że Ameryka. I ta wiedza przez długi czas mi
wystarczyła. Ale „Biografia Leopolda Tyrmanda. Moja śmierć będzie taka, jak
moje życie” odczarowała moje myślenie o Lolku.
I niemała w tym zasługa oryginalnego stylu tej biografii. Bo
Woźniak piszę ją jak powieść awanturniczo-przygodową, tyle że bohater jest
autentyczny, a w tle rozgrywa się historia przez duże „H”. Sposób, w jaki
„podaje” nam Tyrmanda, jest tak atrakcyjny, że nawet to, co teoretycznie
powinno się nam dłużyć, czyli nagromadzenie materiału faktograficznego czy
przedstawianie tła historycznego (mniej lub bardziej znanego czytelnikowi)
wciąga. Autor bawi się trochę konwencjami. Zaczyna jak opowieść niemal z
Schulza o żydowskiej etymologii nazwiska Tyrmand (by potem przyznać – ustami
Tyrmanda zresztą – że przecież jak na wikinga przystało, nazwisko to musi mieć
rodowód skandynawski), żeby potem przejść do wojennych historii Lolka, które
zaczynają przypominać odcinki „Stawki większej niż życie”. Myliłby się jednak
ten, kto myśli, że przez tego rodzaju prowadzenie narracji Woźniak zbliża się
do tego, z czego słynął Tyrmand, czyli zatarcia się granicy między prawdą od
mitotwórstwem. Nic z tych rzeczy. Nie ma tu żadnych spekulacji ani puszczenia
wodzy fantazji (choć opisywanie losów Tyrmanda rodzi taką pokusę). Fakty nade
wszystko.
Autorowi udaje się coś niezwykłego: stopniowe odczarowywanie
postaci Tyrmanda, które polega na demaskowaniu tego, co było faktem, a to co
stanowiło element jego legendy (którą sam zresztą tworzył) za pomocą tekstów
czy samych wypowiedzi Lolka. Bo to rzetelna biografia. Poparta imponującym
materiałem faktograficznym, jak i fotograficznym, o którym nie zawsze mieli
pojęcie nawet najbliżsi członkowie jego rodziny. Doskonale sprawdza się też
wplatanie w nią fragmentów tekstów samego Tyrmanda, zwłaszcza „Dziennika 1954”,
co daje niesamowite, surrealistyczne wrażenie, jakby sam zainteresowany
komentował słowa biografa. Marcel Woźniak przeczesuje kolejne etapy życiorysu
Lolka, ale udaje mu się uniknąć – tak niebezpiecznego dla biografów – oceniania
czy bezkrytycznego podejścia do opisywanej postaci. Widać, że bierze na siebie
rolę rekonstruktora losów Tyrmanda, który jednakową uwagę poświęca sprawom
ważnym, jak to, czy Tyrmand pisał dla „Prawdy Komsomolskiej”, jak i błahym, jak
to, że opuszczając ogarniętą wojną Warszawę, Lolek zabiera ze sobą słoik z
brylantyną. Bo wie, że czytelnik sam zdecyduje, co jest dla niego bardziej
istotne. Puentuje także znakomicie. Rozmowa z dziećmi Tyrmanda, z którymi
spotyka się w Nowym Jorku, jest jak klamra spinająca wstęp odautorski z
epilogiem. Wędrówka biografa śladami legendarnego bohatera znajduje swój finał
w spotkaniu z jego potomkami, którzy wciąż poszukują prawdy o swoim ojcu.
Zmieścić (i uporządkować!) w jednej książce cały ten zgiełk
poświęcony Tyrmandowi – to jedno. Napisać w taki sposób biografię, żeby
czytelnik, który nie przepada za bohaterem tej biografii, nie mógł się od niej
oderwać – to drugie. Chapeau bas, panie Woźniak!
AUTOR: MARCEL WOŹNIAK
TYTUŁ: "BIOGRAFIA LEOPOLDA
TYRMANDA.
MOJA ŚMIERĆ BĘDZIE TAKA, JAK MOJE ŻYCIE"
MOJA ŚMIERĆ BĘDZIE TAKA, JAK MOJE ŻYCIE"
WYDAWNICTWO: MG
ROK WYDANIA: 2016
Recenzja dla Dobra Polska Szkoła
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz