Kobieta na zakręcie historii
Gdybym jakimś cudem znów
znalazła się w szkole średniej, a Magdalena Knedler była moją nauczycielką
historii, bez wahania zdecydowałbym się zdawać jej przedmiot na maturze.
Dlaczego? Bo autorka „Dziewczyny z daleka” wie, jak opowiadać o przeszłości,
żeby było i rzetelnie, i ciekawie. A przede wszystkim, jak umiejętnie wkładać
fakty między bajki.
Boję
się książek obyczajowych z rysem historycznym. Najbardziej tego, że mała
historia przysłoni wielką i skończy się jak zwykle, czyli on ją kocha, ona
jego, a w tle huczą działa albo szczękają miecze. Niekoniecznie w tej epoce, co
trzeba. Dlatego wolę sięgnąć po powieść stricte historyczną, bo wiem, że bieg
dziejów jest znacznie bardziej nieprzewidywalny, a fakty bywają ciekawsze niż
nawet najlepsza beletrystyka. Są jednak wyjątki. I „Dziewczyna z daleka” jest
jednym z nich.
„Prawda
jest dziwniejsza od fikcji, a to dlatego, że fikcja musi być
prawdopodobna. Prawda – nie” – powiedział Mark Twain. Magdalena Knedler dobrze
rozumie, co miał na myśli. „Dziewczyna z daleka” to coś więcej niż – jak głosi
napis na okładce – „słodko-gorzka opowieść o miłości, zemście i zbrodni, z
wielką historią w tle”. Tło, o którym mówi blurb, jest tutaj równie ważne co
pierwszy plan książki. Zresztą, mamy do czynienia z podwójną perspektywą
czasową i nie odnosimy wrażenia, żeby którakolwiek z nich została potraktowana
po macoszemu. Książka zaczyna się nietypowo jak na powieść obyczajową, bo od
razu mamy trupa. To znaczy – nie nieboszczyka, ale zalanego w trupa mężczyznę.
I to on właśnie wraz z kobietami, które go znajdują, czyli „starą Niemrą” Nataszą
Silsterwitz i jej wnuczką Mileną „Leną” Rajską wchodzą w skład trójki
pierwszoplanowych postaci opowieści dziejącej się w czasach współczesnych.
Jedynie prawie stuletnia Natasza jest spoiwem łączącym teraźniejszość z
przeszłością i bohaterką obydwu planów czasowych. Pojawienie się tajemniczego
młodego mężczyzny, który nie dość, że jest Anglikiem, to jeszcze ma przy sobie
przedmioty, które wydają się Nataszy dziwnie znajome – zdjęcia i srebrną
piersiówkę – burzy spokój nestorki, za to rozbudza ciekawość jej wnuczki.
Odkrycie, kim jest Artur Adams, skąd wziął się w tak pięknych okolicznościach
przyrody i co łączy go z Nataszą, to właśnie motyw przewodni tej książki.
Knedler odsłania karty powoli. Jak na autorkę kilku kryminałów przystało,
bardzo dobrze czuje się w konstruowaniu intrygi i stopniowaniu napięcia. Nie
sposób jednak streścić tego, co się dzieje w powieści, bo każde zdanie mogłoby
okazać się spoilerem. A tego nie można zrobić tej książce. Czytelnik musi we
własnym tempie odkrywa to, co przygotowała dla niego zarówno autorka, jak i
polska historia, a zwłaszcza ta ostatnia, bo to właśnie ona jest największą
bohaterką tej powieści. Magdalena Knedler nadaje jej jednak ludzką twarz, a
właściwie twarz kobiety – Nataszy Silsterwitz, na przykładzie której losów
autorka pokazuje spory wycinek dziejów naszego kraju. Niełatwy to czas, ani dla
bohaterki książki, ani dla Polski.
Akcja
powieści współcześnie dzieje się u podnóży Ślęży, ale co jakiś czas wraz z
bohaterami przenosimy się w odległą przeszłość, na przedwojenną Wileńszczyznę,
wojenną Syberię, do powojennych Niemiec i Polski. Z czasem przeszłość i
teraźniejszość zaczynają się coraz bardziej zazębiać i wzajemnie na siebie
oddziaływać. My jednak nie ruszamy się z miejsca – wciąż siedzimy w kuchni
sędziwej Nataszy, w domu gdzieś na końcu świata, a na pewno Polski. I to
właśnie tu nasi bohaterowie zmierzą się z dobrze ukrywaną, cierpką, a nawet
szokująca prawdą, poznają smak miłości, nienawiści, zdrady i zemsty, wreszcie
podejmą decyzje nie tak może dramatyczne jak te, przed którymi stawali ich
przodkowie, ale mające – co się z czasem okaże – równie dalekosiężne skutki.
Wielka historia, jak pokazuje autorka „Dziewczyny z daleka”, składa się z
nieskończonej liczby pomniejszych historii, bo tworzą ją ludzie i ich wybory. A
to właśnie te ostatnie determinują to, kim byli, są i będą postaci z powieści.
Knedler świetnie sobie radzi jako narratorka spiętrzonej historii kilku pokoleń
i to nie tylko sprawnie przechodząc z jednego planu narracyjnego do drugiego,
ale i umiejętnie łącząc elementy historyczne,
kryminalne i obyczajowe w zgrabną całość. Zręcznie lawiruje w
meandrach własnego świata przedstawionego, ale też zmusza czytelnika do
wyjątkowej uważności i wysiłku intelektualnego, żeby sam się pobawił w
dopasowywanie poszczególnych elementów układanki, zanim zrobi to za niego
autorka w finale książki.
Magdalena
Knedler bardzo dobrze odrobiła lekcję polskiej historii: zrobiła imponujący
research, przedstawiła jego wyniki w nieszablonowy sposób, bez umniejszenia
wagi tak faktów, jak i fikcji literackiej, a w biografię Nataszy, która jest
postacią fikcyjną i jednocześnie bohaterką łączącą dwutorową narrację, wprawnie
wplotła osoby, miejsca i wydarzenia autentyczne. I co najważniejsze: nie
zgubiła się i nam zgubić się nie dała. Cieszę się, że autorka nie potraktowała
małej historii jako nadrzędnej, a wielkiej jako tła, chociaż – powiem szczerze
– bałam się, kiedy powoli zaczął krystalizować się trójkąt romansowy. Na
szczęście zaufanie pokładane w autorce nie zostało zawiedzione. Postaci nie
okazały się stereotypowe, a wątki romantyczne były raczej dramatyczne i
przejmujące niż egzaltowane i ckliwe. Coś jeszcze się Knedler udało: pokazała,
i to dosłownie, jak historia wpływa na teraźniejszość. „Przeszłość jest
to dziś, tylko cokolwiek dalej” – pisał Norwid, a „Dziewczyna z daleka” mu
przytakuje.
Na
koniec nie pozostaje mi nic innego, jak tylko wystawić Magdalenie Knedler ocenę
z lekcji historii, którą nam dała. Bez dwóch zdań spisała się na piątkę.
AUTOR: MAGDALENA
KNEDLER
TYTUŁ: „DZIEWCZYNA
Z DALEKA”
WYDAWNICTWO: NOVAE RES
ROK
WYDANIA: 2017
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz