KUCHNIA NOWOJORSKA – mniej więcej to samo co kuchnia całego świata, a to dlatego, że statystyczny nowojorczyk jest każdym, tylko nie Amerykaninem. Wybierając się do Nowego Jorku warto pamiętać, że sztandarową amerykańską potrawą jest meksykańskie tacos, hamburgery z McDonalds’sa najlepiej smakują wszędzie, tylko nie w USA a coca-cola wszędzie smakuje tak samo, więc to temat równie istotny jak polityka Stanów Zjednoczonych względem Wysp Owczych, gdyby oczywiście Stany Zjednoczone wiedziały, gdzie są Wyspy Owcze i że mają jakąkolwiek politykę względem nich, oprócz takiej, że baranina najlepiej smakuje w kebabie.
Skoro o kebabie mowa, warto pamiętać o
tym, że to, że ktoś jest wystarczająco opalony, nie oznacza od razu, że
pochodzi z Turcji i wie, jak się przyrządza kebab. A śniady Ahmed (należący do
tych mężczyzn, którzy zawsze będą wyglądać dobrze, bez względu na to, czy będą
w kelnerskiej kamizelce czy w tureckim swetrze albo tureckim dywanie), podający wam
baklawę w tureckiej restauracji na Manhattanie, jest zapewne z Queens i na bank
nie ma pojęcia, gdzie leży Turcja, więc, drogie panie, radzę sobie z miejsca
odpuścić podryw na Orhana Pamuka, Tarkana i turecką angorę [1].
Zanim udacie się do restauracji, która
nie jest McDonald’sem, musicie pamiętać, że najlepiej zabrać ze sobą tyle
pieniędzy, jakby miał to być wasz ostatni posiłek. Tym bardziej że napiwki w
Nowym Jorku są obowiązkowe i bardzo często na rachunkach macie co do centa
wyliczone, ile trzeba zostawić. Nawet jeśli już sami nie wiecie, czy rachunek
dotyczy tylko talerza makaronu czy może wliczona jest w to także cała
restauracja. Generalnie gdzie nie wejdziecie, czeka was tam zawsze – bez
względu na to jaka to knajpa – kelner, który po pierwsze jest imigrantem
(oczywiście legalnym, nielegalnych przecież nie ma…), po drugie świeci tłustymi
czarnymi włosami, które są tak mocno i ściśle przytwierdzone żelem do czaszki,
że nawet gdyby chciał złośliwie wrzucić komuś włos do zupy, musiałby go chyba sobie
wyciąć sekatorem.
Umówmy się, że wszyscy są tu robieni na
Włochów, nawet jeśli restauracja wygląda tak, jakby IKEA zrobiła tydzień włoski
i okazało się, że do wystroju włoskiej knajpy tak naprawdę wystarczą meble z
IKEI, pod warunkiem, że udekorujesz je szynką parmeńską, suszonymi pomidorami i
gorgonzolą. Nie ma też co się wgapiać w kelnera, licząc na to, że to jakaś
przyszła gwiazda Broadway’u, bo od samego wgapiania się w niego nie stanie się
on Antonio Banderasem, tak samo jak od samego zwiedzenia stolicy USA nie można
zostać Denzelem Washingtonem.
Radzę dawać
napiwki. Jeśli macie w planach tego nie robić, czyli wyglądacie od wejścia na
takich, co nie śmierdzą dolarem, kelner rozszyfruje was od razu i uśmiechnie
się do was tym znanym wszystkim uśmiechem, który mówi, że co prawda nie wrzucił
wam do zupy swojego włosa (z przyczyn, o których wcześniej już wspominałam we
wzmiance o sekatorze), ale pożyczył jeden od kucharza. Może warto zaznaczyć, że
przez przyjazdem do Nowego Jorku należy zabrać, oprócz walizki dolarów i
paralizatora, wygodne buty. To na wypadek ucieczki przed kelnerami biegnącymi
za wami ze spluwami po tym, jak nie zostawiliście im żadnego napiwku. Dlatego ważniejsze
od tego, gdzie i co się je, jest dawanie napiwków, dzięki czemu nie zadrzecie z
kelnerem, który może zamienić waszą kolację w ostatnią wieczerzę.
[1] Tak naprawdę jedynym typowo nowojorskim daniem są
precle i hot-dogi sprzedawane wzdłuż wszystkich alei na Manhattanie w pakiecie
z kurzem, smogiem i salmonellą, które to najlepiej smakują popijane wodą Spring
Poland, niemającą nic wspólnego ani ze spring, ani tym bardziej z tą Poland,
która bardzo często jest mylona z Holland. Ta ostatnia wydobywana jest w
niewielkiej miejscowości Poland w stanie Maine i ponoć wyleczyła kiedyś kogoś z
niestrawności, ale równie dobrzemoże to być taka sama miejska legenda jak to, że skarpety nie pasują do sandałów.
Niniejszy przewodnik nie ma nic wspólnego z przewodnikiem
Pascala, więc czytacie go na własną odpowiedzialność. Poza tym pamiętajcie, że
z bezsensowną poradą jest jak z poduszką powietrzną: nic w niej nie ma, a może
uratować życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz