NOWOJORSKI AUTOBUS – środek komunikacji miejskiej, który pojawia się z częstotliwością
XIX-wiecznego dyliżansu. O ile pojawia się w ogóle. Generalnie nigdy nie jest
na czas, rozkład jazdy tak się ma do rzeczywistości, jak granat ręczny do
koloru granatowego a zupka chińska do Chin, a kierowca z reguły nie wie, dokąd
jedzie i który mamy rok.
Przystanek autobusowy rozpoznajemy
głównie po tłumie wielkości wioski olimpijskiej. Jeśli dodatkowo tłum przeklina
we wszystkich językach świata, to znaczy, że jesteście na dobrej drodze. Drodze
do przystanku. Czekając w Nowym Jorku na autobus dobrze zaopatrzyć się w
śpiwór, termos i kanapki, bo okres oczekiwania może się rozciągać od kilku dni
do kilku lat, więc w zasadzie nie ma się czym przejmować, bo po tym czasie zapomnicie
już, dokąd i po co jechaliście. W tym czasie zaprzyjaźniacie się z tłumem
oczekujących na ten sam autobus pasażerów, otwieracie z nimi biznes albo
zakładacie rodzinę.
Zdarza się i tak, że autobus przyjedzie.
Wtedy też warto zaopatrzyć się w nerwy i
łokcie ze stali, bo kolejka zwykle ciągnie się do Bydgoszczy i nigdy nie wiesz,
czy stojąca obok ciebie przemiła staruszka nie wyciągnie broni palnej, bo
dostęp do niej ma równie łatwy i prosty, co do pastylek na zgagę i marihuany,
która od kiedy stała się dozwolona, przestała kogokolwiek interesować.
Po wejściu do środka rozpoczyna się dla
każdego pasażera kolejny odcinek GRY O TRON. Bo autobus posiada niewiele miejsc
siedzących, a każdy chce usiąść, chociażby po to, żeby przez resztę podróży przysłuchiwać
się dyskretnie rozmowie telefonicznej współpasażerki, nawet jeśli siedzi ona
osiem miejsc dalej. To, że znaleźliśmy się w autobusie, to dopiero połowa
sukcesu. Bo z autobusu trzeba jeszcze wysiąść. A to już nie taka prosta sprawa,
ponieważ z reguły nikt nie wie, gdzie wysiąść. Raz na trzysta osiemdziesiąt
sześć autobusów zdarzy się tablica, a jeszcze rzadziej informacja głosowa, co
sprawia, że raz na dziesięć lat wiadomo, gdzie jest przystanek. Podobno w
ostatniej dekadzie zdarzył się kierowca, który znał wszystkie przystanki na
pamięć i wykrzykiwał je coraz cieńszym głosem, ale równie dobrze mogła to być
taka sama miejska legenda, jak ta, że Donald Trump został prezydentem
największego mocarstwa świata, czyli Rosji.
Kiedy już zdecydujemy się wysiąść,
musimy o tym poinformować kierowcę, bo sam z siebie nigdy się nie zatrzyma na
przystanku, chociażby z tego względu, że nie wie, gdzie on jest. Chęć wyjścia
sygnalizujemy wciśnięciem guzika STOP albo pociągnięciem za żółty kabel
dyndający wzdłuż szyby i służący głównie do zabawy nudzącym się dzieciom. Jeśli
wysiedliście i po rozejrzeniu się wokół zorientowaliście się, że jesteście
nadal w Stanach Zjednoczonych, to znak, że przeżyliście podróż autobusem, tyle tylko że postarzyliście się o dwadzieścia lat.
Niniejszy przewodnik
nie ma nic wspólnego z przewodnikiem Pascala, więc czytacie go na własną
odpowiedzialność. Poza tym pamiętajcie, że z bezsensowną poradą jest jak z
poduszką powietrzną: nic w niej nie ma, a może uratować życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz