niedziela, 5 listopada 2017

ANTHONY DOERR, ŚWIATŁO, KTÓREGO NIE WIDAĆ

Dziewczynka-wojenka i chłopiec malowany



Ta książka rozczaruje. Zarówno tych, którzy spodziewali się płomiennego (i zakazanego) romansu żołnierza Wehrmachtu z francuską dziewczyną rodem z „Francuskiej suity” Irène Némirovsky, jak i tych, którzy czekali na brutalne sceny wojenne prosto z „Bękartów wojny” Quentina Tarantino. Bo choć mamy i Francuzkę, i Niemca, a w tle szaleje II wojna światowa, nic nie jest u Anthony’ego Doerra takie, jak się wydaje. Zupełnie jak tytułowe „Światło, którego nie widać”.

Ta książka zaboli, ale nie od razu. Żeby jednak to nastąpiło, trzeba pokonać wszelkie uprzedzenia związane z informacją na czwartej okładce. Kiedy ją przeczytałam i dowiedziałam się, że „Światło, którego nie widać” Doerra opowiada o francuskiej dziewczynie i niemieckim żołnierzu, których losy splatają się podczas nalotu aliantów na Saint-Malo, pomyślałam, że nie mam ochoty na drugą „Francuską suitę”. W końcu takich książek o zakazanym romansie wroga z ofiarą (albo jak kto woli: ofiary z wrogiem) literatura zna wystarczająco dużo. Nie zrobiła też na mnie wrażenia wzmianka na temat zdobycia przez Doerra Nagrody Pulitzera za tę właśnie powieść. Zwykle takie informacje sugerują, że książka powinna zachwycać, nawet jeśli  w ostatecznym rozrachunku nie zachwyca. Jednak to, co zaintrygowało mnie w opisie na okładce, to fakt, że choć dwójkę głównych bohaterów dzieli wszystko, to łączy sposób, w jaki poznają świat; oboje robią to za pomocą słuchu. Dla niewidomej Marie-Laure to jedyny – obok dotyku – sposób na zaznajomienie się z rzeczywistością, dla Wernera, który odkrywa w sobie pasję do radiotechniki, słuchanie audycji radiowych staje się portalem do zupełnie innego świata. To wystarczyło, żeby Anthony Doerr zasiał we mnie ziarno bardzo przyjemnego niepokoju. Może jednak będzie to coś zupełnie innego, niż myślałam…

I rzeczywiście było. To historia paralelna. Francuzki Marie-Laure, córki utalentowanego ślusarza Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu, która w wieku sześciu lat traci wzrok, i niemieckiego sieroty Wernera Pfenniga, wychowującego się wraz z siostrą w jednym z domów dziecka w Zagłębiu Ruhry. Dziewczynkę poznajemy, kiedy ojciec uczy ją świata przez dotyk, podsuwając lektury w Braille’u, budując specjalnie dla niej skomplikowane miniaturowe konstrukcje i tworząc makietę Paryża, dzięki której dowie się, jak poruszać się po własnym mieście. Z chłopcem zaznajamiamy się z kolei, kiedy podczas zabawy znajduje zepsute radio i nieoczekiwanie odkrywa w sobie pasję i talent do radiotechniki. Do być może trochę niedoskonałego, ale za to spokojnego dzieciństwa tej dwójki wkracza wojna. Nie od razu, powoli. I dla każdego z nich będzie oznaczać coś innego. Do uszu Marie-Laure zaczną docierać strzępy informacji, że „prawdopodobnie zgwałcą niewidome przed przygłupimi”, do uszu Wernera – strzępy nazistowskiej propagandy z naprawianego radia.

Kiedy naziści wkroczą do Paryża, dwunastoletnia Marie-Laure wraz z ojcem (i zabranym przez niego legendarnym diamentem zwanym Morze Ognia bądź jego doskonałą kopią), uciekną do miasteczka Saint-Malo w Bretanii. W tym samym czasie Werner, dzięki swemu niezwykłemu talentowi do radiotechniki, trafi do miejsca przesyconego przyjemnym zapachem ciasta i perfum eleganckiej kobiety o zgrabnych łydkach, a które w rzeczywistości okaże się mieszkaniem wysoko postawionego nazistowskiego wojskowego z zepsutym radioodbiornikiem. Kiedy Marie-Laure będzie poznawać „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” i przez pogarszające się zapachy i smaki jedzenia odkrywać, czym jest wojna, Werner spróbuje odnaleźć się w elitarnej szkole z internatem, która tak naprawdę nie będzie niczym innym, jak tylko placówką Hitlerjugend. Spotkają się po kilku latach. I to dwukrotnie. Pierwszy raz, kiedy Werner – jako żołnierz elitarnego oddziału specjalizującego się w namierzaniu wrogich transmisji radiowych – przez przypadek usłyszy głos czytającej po francusku dziewczyny, a drugi, gdy podczas nalotu aliantów na Saint-Malo trafi do domu, w którym ukrywa się Marie-Laure. Ich losy splotą się bardzo późno (biorąc pod uwagę obszerność książki) i na dodatek jedynie na krótką chwilę, ale znaczenie tego spotkania będzie dla każdego z nich nieocenione.

Anthony Doerr bardzo subtelnie kreśli pejzaż z wojną w tle. Wojny nie tyle widzianej, co słyszanej przez dwójkę nieświadomych niczego dzieci, które z czasem muszą stanąć twarzą w twarz z jej przerażającym obliczem. Powieść Doerra jest precyzyjna i kunsztowna niczym konstrukcje genialnego ojca Marie-Laure albo składane przez Wernera elementy radia. Autor zestawia koszmarną wizję wojny z pełną smaków i kształtów rzeczywistością niewidomej dziewczyny, jak również z przepełnionym ładem i harmonią światem radiotechniki, w którym zatraca się młodziutki żołnierz. Smakujemy razem z Marie-Laure zarówno słonawą wodę z puszki po fasolce, jak i smak strachu, kiedy ukrywa się w szafie przed nazistami. Wsłuchujemy się razem z Wernerem w trzaski i szumy radiowych transmisji, ale i w jego niepokój, gdy słyszy rzeczy, z którymi zgadzać się powinien, ale nie rozumie, dlaczego. „Światło, którego nie widać” to opowieść uwikłania w historię II wojny światowej, ale sposób, w jaki ją widzimy, zmienia się w zależności od perspektywy każdego z bohaterów. I jest to perspektywa niezwykła. Wojenną rzeczywistość Marie-Laure przedstawia Doerr za pomocą sugestywnych, barwnych, choć czasem nieco surrealistycznych opisów przywodzących na myśl obrazy Salvadora Dalego. Z kolei wojenny świat Wernera zostaje oddany terminologią techniczną, co przywodzi na myśl dzieła Pabla Picassa – poukładane, ale nie zawsze tak jak trzeba. Autor znalazł nietypowy sposób na przedstawienie grozy wojny: jej makrokosmos przeciwstawił mikrokosmosom, jakim są poznawane za pomocą słuchu i dotyku światy dwójki młodych ludzi, których różnić powinno wszystko, a nie dzieli nic.

Kończąc książkę, niemal czuje się na języku smak zawartości ostatniej puszki dzielonej sprawiedliwie przez Marie-Laure i Wernera w dniu, w którym się poznają. Okazuje się, że jest pełna słodkich, soczystych brzoskwini, które jedzone są niepewnie i pospiesznie na środku zbombardowanego pokoju. Tak właśnie smakuje powieść Doerra – słodko przy pierwszym kęsie, za to z cierpkim posmakiem.

AUTOR: ANTHONY DOERR
TYTUŁ: "ŚWIATŁO, KTÓREGO NIE WIDAĆ"
PRZEKŁAD: TOMASZ WYŻYŃSKI
WYDAWNICTWO: CZARNA OWCA 
ROK WYDANIA: 2014

Recenzja dla Szuflada.net


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyki wizyt:



Recenzje

Wywiady

Artykuły