Sex, gender i słoik ogórków
Czym jest kobieta? Pytanie tego typu może wydawać się dziwną przesłanką filmu dokumentalnego. Przyszło nam jednak żyć w czasach, kiedy dziecko z podstawówki może odpowiedzieć na pytanie, z którym czołowi politycy nie mogą sobie poradzić. Problem polega jednak na tym, że mimo iż Walsh coś zakłada, to nie wiemy do końca, czego chce dowieść.
Film „Czym
jest kobieta?” jest pomysłem Matta Walsha (autora książki o takim samym tytule),
konserwatywnego komentatora politycznego, który prowadzi podcast w The Daily
Wire oraz ma swój kanał na YouTube. Ma on za zadanie odpowiedzieć na pytanie,
czym (nie, kim) jest kobieta, a w rzeczywistości autor pokazuje, co aktywizm
transpłciowy zrobił z amerykańskim umysłem. W filmie Walsha nie wygląda to za dobrze.
Autor poszukuje renomowanych autorytetów w tej dziedzinie i subtelnie popycha
ich do obnażenia nielogiczności w ich własnym myśleniu. Jego strategia polega
nie tyle na debacie, ile na demaskacji; pozwala swoim rozmówcom zboczyć z drogi,
a nawet szczerze się zawstydzić. Równocześnie przywołuje inne autorytetu do
potwierdzenia swojej tezy, że nie ma czegoś takiego jak tożsamość płciowa, ale
jedynie płeć (dla potrzeb języka polskiego – który nie rozdziela wyraźnie, jak
w angielskim, sex i gender - będę posługiwać się słowem płeć na określenie płci
biologicznej i tożsamość płciowa – ang. gender). Problem polega na tym, że dokument
Walsha jest zarówno wartościowy, jak i niekompletny. Ten 90-minutowy zbiór
wywiadów i komentarzy na temat płci i tożsamości płciowej jest dobrze
przygotowany, zabawny i… frustrujący z powodu tego, czego w nim brakuje.
Co czy
kto?
Ale od
początku. Walsh zaczyna, jak wspominałam, od aktywistów i autorytetów w
dziedzinie badań nad płcią i tożsamością płciową. Jego rozmówcy, poproszeni o
zdefiniowanie słowa „kobieta”, odpowiadają z zakłopotaniem, nerwowo albo wręcz
agresywnie. Profesor studiów nad kobietami, płcią i seksualnością na
Uniwersytecie w Tennessee Patrick Grzanka wyraźnie czuje się nieswojo zapytany
o to, czym jest kobieta, chociaż i „kobieta”, i „płeć” figuruje w jego tytule.
Ostatecznie odpowiada, że to „osoba, która czuje się kobietą” i dodaje: „Kiedy
ktoś mówi ci, kim jest, powinieneś mu wierzyć”. Milknie jednak przy nieco
trudniejszym pytaniu: „Czy możesz zdefiniować słowo „kobieta” bez użycia słowa
kobieta?” Ostatecznie Walsh zostaje oskarżany o transfobię i profesor grozi, że
zaraz wyjdzie. Terapeuta afirmujący/-a płeć (osoba nieidentyfikująca się jako
kobieta i tak też chce być przedstawiona) mówi Walshowi, że: „Teraz wiemy, że
płeć i tożsamość płciowa to znacznie więcej niż tylko ta binarność; niektóre
kobiety mają penisy, niektórzy mężczyźni pochwy”. Demokratyczny kongresman Mark
Takano czuje się również nieswojo, kiedy jest pytany, jak mógłby odpowiedzieć
kobietom, które nie chcą widzieć penisów osób, które uważają się za kobiety, w
swoich przestrzeniach: „Myślę, że osoba, która chce skorzystać z kobiecej
łazienki i identyfikuje się jako osoba transpłciowa, naprawdę myśli o sobie
jako o kobiecie”. Jego logika zaczyna jednak się sypać, kiedy zastanawia się
nad poszanowaniem „ich (transkobiet) podstawowego prawa do życia”. Ostatecznie,
wyraźnie zdenerwowany, kończy rozmowę i wychodzi.
Michelle
Forcier, pediatra „potwierdzająca płeć” i zastępca dziekana w szkole medycznej
Brown University, twierdzi, że to, co czyni samicę kurczaka, to fakt, że
„przypisaliśmy” jej płeć przy urodzeniu, a nie fakt że może składać jaja.
Poproszony o wyjaśnienie, czym kurczaki różnią się od dzieci, Forcier upiera
się, że kurczaki nie płaczą ani nie popełniają samobójstwa. Walsh wychodzi na
ulicę. Tutaj też nie ma nikogo, kto jednoznacznie odpowiedziałby na jego pyta,
czym jest kobieta. Przypadkowi rozmówcy wahają się, chichoczą zakłopotani,
ostatecznie Walsh słyszy, że kobietą jest ten, kto czuje się kobieta i należy
spytać tak naprawdę tego kogoś.
Kobieta
czy nie? Oto jest pytanie
Jeśli
pierwsza połowa dokumentu może wydawać się straszna przez chaos i brak
konkretów, druga jest przerażająca. Walsh skupia się teraz na wpływie ideologii
tożsamości płciowej na dzieci i młodzież, z których część została przekonana,
że potrzebują hormonów i operacji, aby zapobiec ryzyku samobójstwa. Transmężczyzna
Scott Nugent opowiada z brutalną szczerością: „Jestem biologiczną kobietą,
która medycznie przekształciła się, by wyglądać jak mężczyzna (ale) nigdy nie
będzie mężczyzną”. Wyjaśnia również, jakie były powikłania po operacji zmiany
płci: „sześć cali włosów na wewnętrznej stronie cewki moczowej przez
siedemnaście miesięcy”. Ale głównym zmartwieniem Nugenta jest młodzież.
„Wyrzynamy całe pokolenie dzieci, ponieważ nikt nie chce o niczym rozmawiać” –
ostrzega Nugent. Walsh udaje się zatem do osoby, która na temat operacji płci
wie najwięcej, ponieważ je przeprowadza. Dr Marci Bowers, transkobieta,
wykonała ponad 2000 operacji waginoplastyki (operacji zmiany płci z mężczyzny
na kobietę). „Jaki jest najmłodszy pacjent, którego operowałaś?” - pyta Walsh?
– Szesnaście – odpowiada Bowers. Wyjaśnijmy, co to oznacza; dziecku, które nie
może legalnie ani wykonać tatuażu, ani napić się piwa w barze, usuwa się jądra,
a penisa zaokrągla i wywraca na lewą stronę. Kolejnym etapem jest podanie
blokerów hormonalnych, które zatrzymują produkcję biologicznych hormonów – i
jak twierdzi Michelle Forcier – sprawiają, że dziecko w okresie dojrzewania, u
którego przeprowadza się operację zmiany płci, dojrzewa już jako płeć, którą
się stało. Jak jednak zapewnia dr Bowers, żadna z tych operacji nie jest w
stanie sprawić, że osoba ta doświadczy np. satysfakcji seksualnej, ani też nie
wykona swojej biologicznej roli: zapłodnienia albo ciąży i porodu. Jeśli
transpłciowość redukuje biologiczną kobiecość do jej powierzchownych cech, to
tak naprawdę robi to samo, co nasza kultura, która spędziła dziesięciolecia na
oddzielaniu różnic płci od ról płciowych. Oczywiście, nie oznacza to, że
powinniśmy cofnąć się do lat pięćdziesiątych, ale nie możemy też ignorować tego,
że skrajne ruchy feministyczne tworzą równię pochyłą w tych rozróżnieniach,
która prowadzi do transpłciowości. Wyzwaniem dla naszego pokolenia jest
znalezienie rozsądnego środka między tymi dwiema skrajnościami. Jeśli tego nie
zrobimy, zaczniemy kołysać się jak na wahadle między nimi.
Co
dalej?
Film
podnosi świadomość tego, że coś jest nie tak w naszym społeczeństwie. To jest
dobra rzecz. Ale chociaż Walsh krytykuje ideologię tożsamości płciowej, nie
wyjaśnia, dlaczego urzekła ona nasze społeczeństwo. Dlaczego tak wiele osób –
zwłaszcza młodych – identyfikuje się, i to bardzo szybko, jako transpłciowe lub
niebinarne? Rozmowa Walsha z Masajami podkreśla kluczowy fakt dotyczący sceny
płci na Zachodzie po latach 60. XX wieku. Dla Masajów role płciowe wydają się
być równoznaczne z rozróżnieniem płci. Kobieta to nie tylko ktoś o określonej
anatomii, ale ktoś, kto używa tej anatomii w określonym celu: rodzeniu i
wychowywania dzieci. Dla zachodnich feministek bycie kobietą oznacza posiadanie
pewnego sprzętu, jak również posiadanie „przeżytego doświadczenia”, które jest
z nim związane, ale to „przeżyte doświadczenie” nie musi obejmować i być może
nie powinno obejmować żadnej z tradycyjnie kobiecych ról. Z drugiej strony
feminizm ponosi znaczną odpowiedzialność za nasze obecne pomieszanie płci.
Ruch, którego motto brzmi „brak społecznego znaczenia dla zdolności
reprodukcyjnych”, może zajść tak daleko, zanim ludzie zaczną się zastanawiać,
dlaczego konieczne jest uznanie tych zdolności za znaczące.
„Kim
jest kobieta?” – w założeniu autora - dotyczy „ideologii gender”, chociaż nie
definiuje, co to oznacza. Zamiast tego chce, abyśmy to zrozumieli, widząc to w
działaniu. Ale to, co widzimy, to ludzie w stanie głębokiego dysonansu
poznawczego, którzy chętnie potępiają własny zdrowy rozsądek i popierają idee,
o których w głębi duszy muszą wiedzieć, że są absurdalne. „Ideologia gender”
okazuje się formą masowego łudzenia się. Aktywizm transpłciowy jest tak
odosobniony, tak rozdęty fałszywą pewnością siebie i przesycony
zniekształconymi frazesami, że potrzebuje niewielkiej pomocy ze strony Walsha,
by stać się obiektem kpin. Z drugiej strony, radykalizm autora – ultrakonserwatywnego
katolika – wcale nie ułatwia dyskusji,
bo głównym założeniem Walsha jest ośmieszenie drugiej strony, a nie
merytoryczna dyskusja. Problem polega także na tym, że jeśli zestawimy ze sobą
dwie ekstremistyczne strony, nigdy nie dojdzie do dialogu, bo każda z nich
będzie bronić swoich racji do upadłego i nie będzie otwarta na wysłuchanie tej
drugiej.
Walsha
jednak nie interesuje dyskusja. On chce wiedzieć, co to jest kobieta, a nie
dlaczego mamy dzisiaj do czynienia z płcią biologiczna i tożsamością płciową. Ustala, że nikt nie jest w stanie
odpowiedzieć na jego pytanie, ale potem nie potrafi zagłębić się w ważniejsze
pytania na swój temat. Mianowicie, czym jest ta „kobieca” tożsamość, którą
niektórzy mężczyźni desperacko chcą pełnić i być traktowani przez społeczeństwo
i prawo jako kobieta? I że niektóre kobiety chcą z niej, równie desperacko, zrezygnować?
I dlaczego? Odpowiedzi byłyby niewątpliwie zróżnicowane i osobiste, ale Walsha
w ogóle to nie interesuje. On chce tylko potwierdzić, że ma rację, jaka by ona
nie była. Ekstremizm rodzi jednak ekstremizm i każdy z nich wymaga wyłączności.
Jeśli nie ma rozsądnego głosu pośrodku, który pomógłby większości społeczeństwa
przejść przez zmiany, jakie się w nim dokonują, będzie ono chybotać się raz w
lewą, raz w prawą stronę. Nie sądzę, żebyśmy
byli podzieleni na dwie skrajności. Większość ludzi jest gdzieś pośrodku.
Końcówka
filmu pokazuje Matta Walsha, który po wielu bezowocnych - według niego –
staraniach poznania prawdy, czym jest kobieta wchodzi do kuchni, w której
krząta się jego żona. Kiedy zdaje jej pytanie, na które nikt nie umiał
odpowiedzieć, żona podaje właściwą – według Walsha – odpowiedź: „Dorosła
kobieta” – a następnie kończy zdanie słowami „która potrzebuje pomocy przy
otwieraniu tego”. I wręcza mu słoik z piklami. Przez cały film Walsh próbował
nam wytłumaczyć, że płeć to jedynie biologia, a nie pewne utarte schematy,
które ją definiują. Ale ten obrazek z jego domu sugeruje, że tożsamość płciowa,
a co za tym idzie, stereotypy płciowe i mizoginia może również odgrywać pewną
rolę. Przynajmniej w życiu Walsha.
Foto: Joan of Arc, John Everett Millais
(WikiArt.org)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz