Zbrodnia po akademicku
Przyznam się do czegoś: mam już dość kryminałów. I to z jednej prostej
przyczyny. Coraz trudniej mi znaleźć w korcu maku to ziarenko, które w smaku
będzie inne niż pozostałe i nie zazgrzyta między zębami. „Człowiek pana
ministra” jest właśnie takim ziarenkiem. Zamiast książki pisanej według
prostego przepisu: „zabili go i uciekł” otrzymałam lekturę odwołującą się do
najszlachetniejszej tradycji powieści kryminalnej. I to ze szczyptą
inteligentnego humoru. Kawał dobrej czeskiej roboty, panie Sýkora!
„Człowiek pana ministra” to lektura, którą się nie
pochłania, ale smakuje. Albo lepiej: w której się rozsmakowuje. To lektura na długie zimowe
wieczory, do filiżanki herbaty i ciepłych wełnianych skarpet. Taka, do której
się tęskni, kiedy czeka się na zimnej stacji metra i zastanawia się, co się
dzieje u bohaterów. I taka, do której się wraca nie tylko dlatego, że jesteśmy
ciekawi co dalej, ale również po to, żeby zanurzyć się w jej atmosferze; poczuć
zapach kawy, którą parzą policjanci, debatując nad zbrodnią albo zadrżeć pod
podmuchem chłodnego wiatru nad rzeką, gdzie dochodzi do szemranych interesów. Coraz
rzadziej mi się to zdarza, więc tym bardziej doceniam kunszt literacki Michala Sýkory,
który pozwolił mi wrócić do czasów, kiedy Raymond Chandler i Agatha Christie mieli
do powiedzenia coś więcej niż to, kto zabił.
Historia zbrodni na uniwersytecie w Ołomuńcu zaczyna
się od znalezienia ciało docenta Ondřeja Chalupy, który „pisał książki, a teraz
jego mózg leży na dywanie”. Prawdopodobnie miało to coś wspólnego z tym, że
docent odkrył, że uczelniany kwestor to „mistrz kreatywnej księgowości”, która
niekoniecznie ma cokolwiek wspólnego z uczciwym pozyskiwaniem i rozdzielaniem
funduszy. Na dodatek kwestor ów staje się tytułowym człowiekiem ministra, czyli
wiceministrem Spraw Wewnętrznych, co sprawia, że uczelniana zbrodnia zaczyna
zataczać coraz szersze kręgi. Sprawę prowadzi zasłużona podinspektor Wielka
Sowa, czyli Marie Výrová, która koi nerwy nie upijaniem się na umór, jak co
drugi książkowy detektyw, ale słuchaniem Boba Dylana. „Bezmiar brutalności, z
jaką miała styczność, doskwierał jej coraz bardziej”, a z czasem „uświadomiła
sobie, że nie sposób do tego przywyknąć”. Zgadza się tym samym z lekarzem
policyjnym, który z kolei zadaje sobie pytanie: „Skoro już ludzie muszą się
mordować, czemu robią przy tym taką rzeźnię?” Niczym panna Marple z powieści
Agathy Christie powoli i skrupulatnie prowadzi sprawę, a jednocześnie mierzy
się z problemami natury społecznej i egzystencjonalnej, co sprawia, że pytanie „kto
zabił?” schodzi na dalszy plan, a czytelnik zaczyna coraz bardziej zastanawiać
się nad kondycją ludzką.
„Człowiek pana ministra” nie jest z pewnością przeznaczony dla niecierpliwych czytelników, którzy – o ile krew nie leje się strumieniami na co drugiej stronie – odkładają książkę i szukają kolejnej, w której autor uczyni zadość ich wymaganiom i nastąpi przerost krwi nad treścią. To powieść dla tych, którzy lubią podnosić kwestie, które jedynie podsuwają bohaterowie i stawiać pytania, na których odpowiedzi trzeba będzie szukać poza lekturą. Ci znajdą w „Człowieku pana ministra” obydwa wyzwania. Kulisy uczelnianych sporów i rywalizacji, chora ambicja, polityczne zagrywki i wszechobecna manipulacja – to wszystko, co doskonale znamy z życia codziennego, znajdziemy i na kartach tej książki. Jeśli miałabym porównać do czegoś powieść Michala Sýkory, to na pewno do brytyjskiego serialu „Broadchurch” albo duńskiego „Forbrydelsen”, gdzie zbrodnia jest jedynie punktem wyjścia do ujawniania sekretów niewielkiej – jak się okazuje – społeczności, która będzie musiała się zmierzyć z własnymi demonami. Autor umiejętnie przeplata wątki zawodowe z prywatnymi szczegółami z życia poszczególnych bohaterów, nie zaniedbując żadnej z postaci, nawet tych pozostających na dalszych planach. Dzięki temu Sýkora wpuszcza nas do swojego mikroskopijnego, tworzonego z pieczołowitością niczym wiernie odwzorowującą rzeczywistość makietę świata powieści, w którym możemy się zanurzyć na dobre i przyjąć za własny. Dzięki temu czuejmy się tak, jakby zbrodnia wydarzyła się tuż za rogiem.
Michal Sýkora
przynosi nam kawał dobrej literatury, i to nie tylko kryminalnej, ale i
społecznej. Dajcie się zabrać do Ołomuńca. Ja właśnie stamtąd wracam i… chyba
wybiorę się raz jeszcze.
TYTUŁ: CZŁOWIEK PANA MINISTRA
AUTOR: MICHAL SÝKORA
PRZEKŁAD: MARTYNA M. LEMAŃCZYK
WYDAWNICTWO: AFERA
ROK WYDANIA: 2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz