Dynia
niezgody
Jakie jest największe święta narodowe
Amerykanów? Oczywiście Black Friday i Halloween. Tyle że, o ile Czarny Piątek ma
rodowód amerykański, o tyle Halloween zostało tak naprawę ukradzione od tych,
którym wydaje się, że pożyczyli je od USA.
USA
to jedyny kraj na świecie, gdzie dynie wyrastają już w wakacje. Dlaczego? Bo
właśnie wtedy w amerykańskich sklepach zaczynają się pojawiać pierwsze
zwiastuny Halloween, które przypada dopiero na 31 października. Podyktowane
jest to porządkiem nie natury, ale biznesu. Jest to bez dwóch zdań najhuczniej
obchodzone święto, obok dnia Bożego Narodzenia i najważniejszego piątku w roku,
czyli Black Friday.
Przygotowania
do Halloween zaczynają się na długo przed 31 października, o czym świadczą nie
tylko masowe wykupowane dynie, dyndające w oknach plastikowe szkielety czy
Freddie Krueger na schodach, ale pumpkin latte w Starbuksie i charakterystyczny
okrągły placek dyniowy z kleksem bitej śmietany, który w sieciówkach dostaniemy
za jedyne $5. Im bliżej tej daty, tym bardziej mamy wszystkiego dość: i
potworków na progach domów, i placka dyniowego. Czekamy więc cierpliwie, aż
nadejdzie 31 października, kiedy nastąpi kulminacja wszystkiego, co powyżej i
będziemy się musieli przemęczyć, podróżując w metrze z hrabią Draculą i facetem
z nożem w głowie i gasząc światła przy każdym dzwonku do drzwi oznaczającym, że
na rogu stoją dzieci domagające się cukierków. Następnego dnia wszystko wróci
do normy. Nie licząc tego, że nastąpi masowa przecena halloweenowych ozdób i dyniowego
placka, która potrwa najprawdopodobniej do Black Friday.
Świat
oszalał na punkcie Halloween. Także Ameryka Południowa i Europa, z których to
kontynentów tak naprawdę Stany Zjednoczone „pożyczyły” sobie tę tradycję. To
bardzo ciekawe, że Europie wydaje się, że przejęła coś z mitycznej Ameryki,
kiedy to tak naprawdę mityczna Ameryka wyciągnęła łapę po to, co z europejskiej
kultury dało się komercyjnie wykorzystać. Gdyby spytać statystycznego
Amerykanina, najlepiej takiego poniżej piętnastego roku życia, skąd w ogóle wzięło się to, że 31
października wkłada głowę Freddiego Kruegera i dręczy sąsiadów, żądając
cukierków, daję sobie rękę uciąć, że nie znałby odpowiedzi. No może oprócz
takiej, że to ważna amerykańska tradycja, która stała się globalna. Tymczasem
jest zupełnie na odwrót.
Tradycję
Halloween, czyli „All Hallows' E’en”, czyli wcześniejszym „All Hallows' Eve”,
wigilia dnia Wszystkich Świętych przywieźli do USA najpewniej irlandzcy
imigranci, którzy być może nawet nie pamiętali, że przed chrystianizacją w Europie Północnej obchodzono święto
„Samhain” („koniec lata”) z okazji końca jesieni a początku zimy, połączone z
wiarą, że to czas współistnienia żywych i zmarłych. Tak naprawdę wszystkie
„amerykańskie” tradycje, takie jak wydrążone dynie z płonącymi oczami czy
barwne korowody przebierańców to nic innego jak zwyczaje Celtów czy Meksykanów
obchodzących Día de los Muertos czy święta zmarłych w Guatemali albo Wenezueli.
Tak, tak, Amerykanie „pożyczyli” sobie też coś z Południowej Ameryki, która to
Ameryka dziś „odpożycza” sobie czasem Halloween.
- Myślę, że mój kraj zapożyczył to święto z USA
– przyznaje Paola Roa z Kolumbii. – Dla nas jednak przebieranie się w kostiumy
to jedynie dobra okazja do zabawy, bo w naszym kraju nie ma żadnych zwyczajów
związanych z chodzeniem na cmentarz i wspominaniem tam zmarłych.
Inaczej jest natomiast w Ekwadorze, który oparł się pokusie „pożyczania” Halloween.
- Naszą tradycją jest chodzenie na cmentarz z
typowym napojem zwanym „colada morada” i „chlebem guagua”, co oznacza
„dziecko”. Ta tradycja należy do rdzennych mieszkańców – mówi Vanessa Soccola z
Ekwadoru.
W Polsce październikowa dynia jest wciąż
przedmiotem dyskusji.
-
Jeśli chodzi o Halloween w USA to jest to zaadaptowanie tradycji europejskich,
które ma charakter czysto biznesowy – mówi Dominik Antonowicz, prof. UMK z
Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, socjolog. – Z kolei to, co dzieje
się w krajach europejskich, w tym także w Polsce, to „westernizacja” a
zwłaszcza wpływów angloamerykańskiej, czyli naśladowanie krajów będących
obiektem podziwu. A Ameryka wciąż jest takim krajem dla wielu innych państw.
Czy uda się zahamować ten proces? Trudno powiedzieć. Pewnie, jak z każdym
trendem, może i on przeminie, a na jego miejsce przyjdzie nowy. Kto wie, może
poszczególne państwa, porzucą ideę Halloween i wrócą do dawnych,
przedchrześcijańskich tradycji obchodzenia tego dnia?
Póki
co, jedno jest pewne: 31 października rozpoczynają się żniwa handlowe, w
których udział wezmą zapewne i zwolennicy Halloween – ci, którzy wiedzą, o co w
nim chodzi oraz ci, którzy nie mają o jego genezie zielonego ani nawet
dyniowego pojęcia, jak i jego przeciwnicy, którzy co prawda będą się odżegnywać
od Halloween, ale z halloweenowej promocji w Walgreensie już skorzystają, bo przecież
co ma piernik do wiatraka.
Ostatnio
weszłam do sklepu odzieżowego, że kupić ciepłe skarpetki na zimę. Obok wisiała
sezonowa kolekcja kostiumów halloweenowych. Nie było wśród nich przaśnego
stroju hrabiego Draculi albo Baby Jagi. Można było za to znaleźć kostium
seksownej pokojówki, seksownej policjantki, seksownej czarownicy, seksownego
Czerwonego Kapturka, seksownego Teletubisia (?) etc. Sprawdziłam dwukrotnie,
czy nie weszłam przypadkiem po skarpetki do sex shopu. Nie. Sklep odzieżowy.
Ten sam, w którym zwykle kupowałam najmniej seksowne zimowe skarpetki na
świecie.
Fot. Sylwia Ogrodniczak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz