(Nie)wesołe jest życie staruszka
Zapomnijcie o „Dzienniku Bridget Jones”. „Małe
eksperymenty ze szczęściem. Sekretny dziennik Hendrika Groena, lat 83 i 1/4”
nie tylko rozbawi, ale i wzruszy was do łez. Dlaczego? Bo to potraktowany po
mistrzowsku omijany z daleka temat życia w domu niekoniecznie spokojnej
starości.
Kim
jest Hendrik Groen? Nie mam pojęcia. Nie mam nawet pewności, czy istnieje.
Autor, który ukrywa się pod imieniem i nazwiskiem piekielnie inteligentnego i
diablo zabawnego staruszka nigdy nie został odkryty. Ale mnie to akurat wcale nie
przeszkadza. Pierwszy plus zdobył(-ła) już wtedy, kiedy okazało się, że akcja
dziennika dzieje się w jednym z holenderskich domów spokojnej starości, a
bohaterowie są w wieku 80 plus. Do tej pory w powieściach przewijała się gdzieś
na czwartym planie przeurocza babunia smażąca konfitury albo dziadunio z fajką,
opowiadający wnukom, jak to drzewiej bywało. Tutaj wszyscy jak jeden mąż mają
problemy z nietrzymaniem moczu, nadciśnieniem i wkładaniem ciasta do akwarium
albo chomika do zamrażarki. I nikt się tu z nikim nie szczypie. A zwłaszcza z
czytelnikiem. I to jest drugi olbrzymi plus tej książki. Jest błyskotliwa,
pełna inteligentnego humoru i w krótkich wpisach oddaje kwintesencję tego, co
czeka nas wszystkich. Czyli (nie)spokojnej starości.
W tym roku też nie będę lubił staruszków. To dreptanie z balkonikami, zniecierpliwienie bez powodu, wieczne narzekania, ciasteczka do herbaty, całe to wzdychanie i stękanie.
Sam mam lat 83 i ¼.
Hendrik,
pensjonariusz domów starców, zaczyna prowadzić dziennik,
żeby móc w nim powiedzieć to, co myśli. Bo niestety z natury jest bardzo powściągliwy
i zbyt miły, żeby walić prawdę między oczy. Co jakiś czas przypomina nam
uprzejmie, że udało mu się dotrwać do wiosny albo lata. Dziennik pisany jest z
myślą o tym, że zostanie upubliczniony, kiedy jego autor będzie leżał już w
małej salce krematorium. O przeczytanie został poproszony również leciwy
przyjaciel Hendrika, Evert. Jedynym zmartwieniem Hendrika jest to, co się
stanie, jeśli Evert umrze pierwszy…
Holandia to społeczeństwo apartheidu:
biali z białymi, Turcy z Turkami, biedni z biednymi, głupi z głupimi.
U nas dochodzi jeszcze jeden podział:
starzy ze starymi.
Rok z
życia wesołego, ale i refleksyjnego staruszka to najzabawniejsza rzecz, jaką przeczytałam
w ostatnim czasie. I jedna z najbardziej inteligentnych. Wiwisekcja relacji w
domu spokojnej starości, a jednocześnie analiza własnego przemijania na długo
pozostają w pamięci i uwierają jak kamyk w bucie. Bo i Groen nie szczędzi
szczegółów z życia starszego pana, łącznie z pieluchomajtkami wkładanymi pod
garnitur czy szczegółami dotyczącymi tego, jak przeprowadzić samemu (!) test na
alzheimera. Mokre kapcie wkładane do mikrofalówki w celu ich wysuszenia bawią
do łez. Ale i dają do myślenia. A co, jeśli spotka to właśnie mnie? Co jeśli
będę mrozić własnego chomika i prać zegarek w pralce? I śmieszne, i straszne.
Pani Brinkman to nasza rekordzistka. Udało
jej się przez siedem tygodni ukrywać starego jamnika w szafce pod zlewem, zanim
sprawa się wydała. Niewykluczone, że doszło do zdrady. Walczył taki na wojnie,
a tera donosi do dyrektorki na jamniki.
Pamiętam,
kiedy grupa naukowców przeprowadziła eksperyment przy zastosowaniu aparatury
symulującej demencję i inne przypadłości wieku starczego. Młodzi ochotnicy
wkładali ją na siebie i na kilka chwil zamieniali się w staruszków, którzy
chodzą z trudem i ledwo co widzą. Doświadczenie to zupełnie zmieniło ich stosunek
do osób starszych. Chciałabym, żeby każdy z nas przeczytał tę książkę i na
chwilę zamienił się w Hendrika Groena. Którym każdy z nas kiedyś będzie.
Prędzej czy później.
TYTUŁ: MAŁE EKSPERYMENTY ZE SZCZĘŚCIEM.
SEKRETNY DZIENNIK HENDRIKA GROENA, LAT 83 I ¼.
PRZEKŁAD: RYSZARD TURCZYN
ROK WYDANIA: 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz