niedziela, 17 grudnia 2017

Miroslav Pech: FLIRTUJĘ Z POPKULTURĄ



Nie żałuje Pan, że nie został gwiazdą rocka? To chyba bardziej cool niż bycie pisarzem, prawda? Nikt przecież nie wiesza sobie plakatów pisarza nad łóżkiem, a dziewczyny nie rzucają na jego widok stanikami…

Podobnie jak narrator „Uczniów Cobaina” chciałem zostać gwiazdą rocka. Kto by nie chciał? Ale ostatecznie zwyciężyła literatura. Brakowało mi talentu muzycznego. Nie twierdzę, że w pisaniu mi go nie brakuje, ale mam nadzieję, że mimo wszystko jestem lepszym pisarzem niż muzykiem. W branży muzycznej mógłbym co najwyżej nosić głośniki. Nie sądzę, żeby nikt nie powiesił sobie plakatu pisarza nad łóżkiem, jeśli ten pisarz wyglądałby na przykład jak Kurt Cobain, ale rzeczywiście prawdopodobieństwo jest niewielkie. Zresztą nie wyglądam jak Kurt. Jestem dość nieśmiały i chyba zapadłbym się ze wstydu pod ziemię, jeśli na głowie wylądowałyby mi czyjeś majtki.
Rocznikowo jest Pan – podobnie jak narrator „Uczniów Cobaina” – „dzieckiem Czarnobyla”, czyli należy do pokolenia tych, których dzieciństwo i wczesna młodość przypadała na czas Nirvany, kaset magnetofonowych i… przemian ustrojowych. Co dla Pana oznacza bycie „dzieckiem Czarnobyla”?

Wieczne czekanie, aż odpadną mi ręce, a w ich miejsce wyrosną czułki z przyssawkami.
Z „Uczniów Cobaina” wyłania się trochę inny obraz i Czech, i Czechów, niż ma go statystyczny Polak, któremu ten kraj kojarzy się z głównie z knedlami, Szwejkiem i „Szpitalem na peryferiach”. Przełamał pan wiele stereotypów. I co pan na to?

Przełamałem stereotypy? Nie przyszłoby mi to do głowy. Przede wszystkim jednak nie spodziewałem się, że „Cobainowie” zostaną przetłumaczeni na inny język. Nie mam pojęcia, jak odbierają nas Polacy. Nie wiem nawet, jak odbiera nas reszta świata, jeśli w ogóle jakoś nas odbiera i wie o naszym istnieniu. Tak czy inaczej, książka jest dość uniwersalna, nie ma w niej niczego specyficznego wyłącznie dla Czechów. Według mnie to dobrze, ponieważ nic nie stoi na przeszkodzie przełożenia jej na kolejne języki. Pytanie tylko, czy w innych krajach czytelnicy będą zainteresowani powieścią tego typu. Książek o dorastaniu jest dużo, „Uczniowie Cobaina” nie są pod tym względem tekstem zbyt oryginalnym. Ale też nigdy mi zbytnio nie zależało na oryginalności. Jeśli jakiś temat zainteresuje mnie na tyle, że postanowię go wykorzystać, nie zastanawiam się, czy przede mną ktoś już o tym pisał. W przeciwnym razie nie napisałbym niczego.
Bawi się Pan popkulturą, dzięki czemu powieść może być odczytywana pod niemal każdą szerokością geograficzną jako swoisty manifest pokoleniowy. Czy taki był Pański zamiar?

Nie. Naprawdę nie zakładałem, że książka zostanie wydana za granicą. Pierwotnie miała się ukazać w małym wydawnictwie, a tam raczej nie miałaby szans na przekład. Takie książki napotykają problem ze znalezieniem drogi do czytelnika, a tym bardziej do zagranicznych wydawców. Popkultura zawsze mnie interesowała i flirtuję z nią również w innych tekstach.
„Uczniowie Cobaina” to dla mnie czeski Monty Python, głównie za sprawą dowcipnego, ale i ostrego jak brzytwa języka, spiętrzenia absurdów, a także genialnego zmysłu obserwacyjnego i lapidarności. Powieść, choć „gadana”, nie jest przegadana. To celowy zabieg czy znaki rozpoznawcze Pańskiego stylu?

Skojarzenie z Monty Pythonem nie przyszłoby mi do głowy. Ciekawe… Lubię ich, szczególnie „Żywot Briana”. Kiedy teraz o tym myślę, to tak, z pewnością musieli mieć na mnie jakiś wpływ. Rzeczywiście, „Uczniów Cobaina” dobrze czyta się na żywo, między innymi dzięki temu, że są napisani w ich-formie. Byłem na wielu spotkaniach autorskich, więc było dla mnie ważne, jak tekst zostanie przyjęty przez publiczność. Dlatego czytałem go sobie na głos i często poprawiałem, tak by dobrze brzmiał. Obecnie coraz częściej sięgam po er-formę. Czuję przesyt pierwszoosobową narracją i potrzebuję zmiany. Niemniej nowsze, jeszcze niewydane teksty również czytam sobie na głos. Myślę, że dzięki temu lepiej czuję to, jak tekst płynie. Tempo jest dla mnie istotne.

Czy książka może liczyć na kontynuację? Bo ja na przykład jestem bardzo ciekawa, co tam u dorosłego już „dziecka Czarnobyla”.

Powieści typu „Uczniowie Cobaina 2” z pewnością pisać nie zamierzam, ale na przyszły rok zaplanowana jest książka, która do pewnego stopnia może zostać odebrana jako luźna kontynuacja „Cobainów”. Luźna, ponieważ nigdzie nie jest napisane, że główna para zakochanych z „Cobainów” to mama i tato z przygotowywanej książki, lecz kilka szczegółów może na to wskazywać. Ale czy tak naprawdę jest, czy nie – zdecyduje czytelnik. Książka będzie nosić wymowny tytuł „Ojciec przy porodzie” i jest czymś w rodzaju bajki dla dorosłych. Nie wiem, czy zostanie wydana w Polsce. To raczej pytanie do Starej Szkoły, mojego polskiego wydawcy.
Przez Pana zaczynam kochać czeską literaturę, a do tej pory unikałam jej jak ognia, zwłaszcza po tym, jak katowano mnie czeską klasyką na studiach. Ma Pan coś na swoje usprawiedliwienie?

Nie mam. Ja też czytam głównie zagraniczne książki. Dają mi dużo więcej niż czeskie. Ale oczywiście nie chcę nikogo zniechęcać do czeskich autorów, z pewnością znajdą się tacy, którzy są warci uwagi. Mamy kilka ciekawych książek. Na przykład „Uczniów Cobaina”…
Za pomoc przy tłumaczeniu dziękuję Mirosławowi Śmigielskiemu.

Wywiad dla Szuflada.net






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyki wizyt: