Ewangelia według Pavla
Lubię
sport. Pod warunkiem, że go nie uprawiam i nie oglądam. I nawet Ota Pavel mnie
do niego nie przekona. Tyle że w „Pucharze od Pana Boga” nie o sport chodzi.
Ten zbiór mikroopowiadań jest niczym mozaika przypowieści albo bajek na
dobranoc o rzeczach ważnych, jeszcze ważniejszych i najważniejszych. A od tego,
jak je odczytamy, będzie zależało to, czy zaśniemy spokojnie, czy nie zmrużymy
oka przez całą noc.
„Niektórzy ludzie uważają, że piłka nożna jest sprawą
życia lub śmierci. Jestem bardzo rozczarowany takim podejściem. Mogę zapewnić,
że jest o wiele, wiele ważniejsza” – twierdzi szkocki piłkarz i trener
piłkarski Bill Shankly. I takie właśnie wrażenie możemy odnieść, czytając
opowiadania (albo – jak kto woli – reportaże sportowe, choć temu zbiorowi
zdecydowanie bliżej do literatury pięknej niż faktu) wchodzące w skład „Pucharu
od Pana Boga”. Zdziwieni? Zupełnie niepotrzebnie. Przecież o tym, że życie ma coś
ze sportu, a sport z życia świadczą liczne wyrażenia i zwroty, które stosujemy,
nawet nie zdając sobie z tego sprawy; w końcu oddajemy coś walkowerem albo
gramy (lub nie) do jednej bramki, prawda? Te i inne zbieżności wykorzystał
autor „Pucharu od Pana Boga” do stworzenia literackich miniatur o sporcie i
sportowcach, gdzie w miarę czytania zaciera się granica między rywalizacją
sportową a życiowymi zmaganiami. Bo Pavlowi idealnie udało się uchwycić
paralelę między sportem a życiem, a jednocześnie zrobił to tak, jak tylko on
potrafi: subtelnie, na poły baśniowo i z ciepłym humorem.
Ota Pavel był jednym z najlepszych czechosłowackich korespondentów
sportowych, więc na sporcie się zna. Ja się nie znam, dlatego wierzę mu na
słowo, kiedy pisze o łapaczkach czy ribano. Z czasem jednak to, że powyższe
terminy nic mi nie mówią, przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Pavel zdaje
się przekonywać: nie znasz się na sporcie? Nie szkodzi.I tak posłuchaj. A ja słucham (tak, tak, słucham!), kiedy niczym wędrowny
bajarz, na widok którego przystajemy i nadstawiamy ucha, zaczyna snuć opowieść
za opowieścią. Jak tę o Józefie, górniku, który „śnił o poezji gwiazd, choć
często przysłaniała mu je ziemia na głową”, a kiedy odnalazł w sobie pasję
hokeisty, wszystkie „kontuzje przyjmował jako oczywistość i podatek od piękna
gry”. Albo tę o Bogusiu Wani, który z chłopięcej miłości do pięknej tenisistki
postanowił sam zostać tenisistą i odegrać się za jej gorzkie łzy na pewnym
Węgrze, będącym ich (na szczęście jedynie zawodową) przyczyną, dzięki czemu
„serduszko mu się powiększało”, by osiągnąć wreszcie największe rozmiary, tyle
że z czasem odkrył, iż „miał wielkie sportowe serce, lecz nie mogło już ono
niczego zdobywać”. Czy tę, w której słychać echa wojny (tak mocno wybrzmiałej w
słynnym zbiorze opowiadań Pavla „Śmierć pięknych saren”), gdzie turystyczna
wspinaczka pary i Czechów, i Niemców zaczyna niebezpiecznie przypominać walkę
na śmierć i życie (niedoszłego) kata i (niedoszłej) ofiary. Czy wreszcie tę,
która jest jedną z moich ulubionych opowieści, czyli historię o pewnym znanym
piłkarzu, który „najpierw wykopał sobie sławę, potem pieniądze, potem żonę”, a
potem wykopali jego samego i teraz musi się pogodzić z tym, że „jeśli w życiu
wygra się jakiś mecz, to trzeba za niego zapłacić”. Bo czy to tak naprawdę o
sporcie? Przecież stąd tylko krok do spostrzeżenia Elfride Jelinek, że
„za darmo jest
tylko śmierć, a i
ona kosztuje życie”. Tyle
tylko, że Jelinek brzmi śmiertelnie poważnie, a u autora „Pucharu od Pana Boga”
nawet śmierć wydaje się oswojona i zawsze przegrywa z życiem. Przynajmniej
literacko.
Uwielbiam styl Pavla. Każdy, kto czytał jego
najbardziej znany zbiór opowiadań, czyli „Śmierć pięknych saren”, wie, że to
autor, który ma niezwykły talent do tworzenia osobliwego, urokliwego
mikroświata, a język, za pomocą którego go buduje, jest urzekający w swojej
prostocie, a jednocześnie nieskażony pretensjonalnością. I ten właśnie
unikatowy styl zostaje idealnie oddany w tym przekładzie. „Puchar od Pana Boga”
to tylko pozornie miniaturki o sportowcach, którym wyszło albo i nie. Tak
naprawdę każda sportowa historia z tego zbioru to metafora życia zamknięta w
subtelnej, żartobliwej powiastce balansującej na granicy realizmu i
baśniowości. I w tym sensie ma proza Pavla coś z pisarstwa Brunona Schulza;
otwiera w naszej głowie drzwi do zupełnie innego wymiaru. Do tego autor
„Pucharu od Pana Boga” posiada niezwykły dar chwytania, zaklinania w słowa, a
wreszcie uwalniania emocji, będąc równocześnie dalekim od ckliwości. A to, w
jaki sposób opisuje sportowe zmagania, to literacki majstersztyk. Nawet dla
takiego ignoranta sportowego jak ja.
Sport to zdrowie? Nie, sport to życie – wydaje się
mówić Pavel. Opowiadania ze zbioru „Puchar od Pana Boga” skruszą nawet
najtwardsze niesportowe serce. Nie macie serca do sportu? Nie szkodzi. Ota
Pavel i tak znajdzie do niego drogę.
AUTOR:
OTA PAVEL
PRZEKŁAD:
MIROSŁAW ŚMIGIELSKI
TYTUŁ:
PUCHAR OD PANA BOGA
WYDAWNICTWO:
STARA SZKOŁA
ROK WYDANIA:
2017
Recenzja dla Szuflada.net
Pavel i jego bajkowa rzeczywistość :) Takie same odczucia, jak Twoje, towarzyszyły mi przy lekturze innego jego sportowego zbioru, "Bajki o Raśce". "Puchar..." to po prostu jeszcze więcej tego dobra :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się: więcej tego dobra! :)
OdpowiedzUsuń